Jakiś czas temu wpadła w moje ręce płyta 'Dead Egg', wypuszczona pod szyldem Egoist, ale będąca tak naprawdę dziełem jednego człowieka - Staszka Wołoncieja, którego macierzystym zespołem jest Newbreed. Nie bardzo podchodzi mi twórczość Newbreed, ale to co usłyszałem na 'Dead Egg' od razu zaskarbiło moją sympatię. Płyta tak naprawdę nigdy nie została w jakiś sensowny sposób wydana a mimo tego Staszek nie spoczął na laurach i przygotował kolejną porcje materiału. Na szczęście dla niego i słuchaczy jego twórczości, tym razem znalazła się również wytwórnia z prawdziwego zdarzenia, która zainwestowała w projekt, rodzima SelfMadeGod Records. W następstwie tych działań mamy na rynku drugiego Egoista, zatytułowanego 'Ultra-Selfish Revolution'.
Czy ta produkcja jest skazana na sukces? Śmiem wątpić, pomimo tego że muzyka na niej zawarta jest najwyższej jakości. Staszek ograniczył tutaj swoje fascynacje Meshuggah, mocno zaznaczone na 'Dead Egg' i poszedł w zupełnie innym kierunku, dość eksperymentalnym i dla zwykłego słuchacza ciężkostrawnym. Bo co my tutaj mamy? Jakiś dziwaczny konglomerat metalu, jazzu, fusion, trip-hopu i progressive podlanego bardzo mocno sosem a'la King Crimson z dodatkiem elementów muzyki elektronicznej. Niebywale ciężko dokonać jednoznacznej oceny tego materiału, jest trudny w odbiorze i wymaga koncentracji przy słuchaniu, jednak jak już się odkryje w czym rzecz, płyta urzeka i wciąga niesamowicie. Wszystkie kawałki trzymają niebywale równy poziom i każdego słucha się z niekłamaną przyjemnością. Muzyka zawarta na 'Ultra-Selfish Revolution' jest wielowymiarowa, mieszają sie tu wpływy PlanetX, Faith No More, Vaia, ChromaKey, Meshuggah, Fredrika Thordendala, King crimson i zapewne wielu innych kapel, ale jest to podane w taki sposób, że można tylko pogratulować twórcy efektu końcowego. Pewnie ktoś zapyta czy jest tu miejsce na melodię? Jest, ale trzeba posłuchac kilka, bądź nawet kilkanaście razy aby ją znaleźć. Nie czynię z tego zarzutu, jako że posiadam przynajmniej kilka płyt w kolekcji, którym wielu odmawia melodyki, a dla mnie są to pozycje wręcz przeładowane melodią. Podobnie jest i tu - z początku miałem problem z ogarnięciem tych dźwięków i poukładaniem ich w głowie, ale w końcu przy którymś przesłuchaniu lody puściły i mogłem zasmakować w pełni subtelności tego krążka. Pisząc te słowa słucham właśnie po raz kolejny 'Ultra-Selfish Revolution' i odnajduję tu jeszcze klimat znany z projektu Seana Malone'a Gordian Knot, zwłaszcza w bardziej klimatycznych, spokojnych partiach. I mimo iż macierzystym instrumentem Staszka jest perkusja, to to co na tej płycie wyczynia z gitarą zasługuje na szacunek i uznanie. Podziały są konkretnie połamane a i słychać że Staszek sporo kombinuje z techniką, prezez co gitary nabierają ponadprzeciętnego wymiaru. Warto jeszcze wspomnieć że w przeciwieństwie do 'Dead Egg', które to dzieło było w zasadzie instrumentalne, na 'Ultra-Selfish Revolution' mamy wokale. Przy czym nie jest to jakieś standardowe jednowymiarowe wycie czy growl, tylko mocno eksperymentalne czyste partie, przypominające nieco melodeklamacje.
W zasadzie nie ma co tu więcej się rozwodzić. Dla każdego, komu nieobce są ciężkie brzmienia a jednocześnie dla osób lubiących wyzwania muzyczne ten krążek będzie jak znalazł. Pokręcone, zawiłe granie stanowi jakość samą dla siebie i ciężko będzie znaleźć coś podobnego na polskiej scenie. Najszczersza rekomendacja.