Zacznę nietypowo.
Znakomita większość czytelników serwisu wie, że nie przepadam do końca za gatunkiem muzycznym zwanym progresywnym metalem. Nie ukrywam, iż większość produkcji jest po prostu nużąca, bowiem za oszałamiającymi umiejętnościami grania nie idzie w większości przypadków jakość muzyczna. Bolączką wykonawców z w/w półki jest brak jakiejkolwiek umiejętności selekcji materiału i zbytnia pewność siebie, co uwidacznia się masową produkcją płyt brzmiących identycznie.
A tak dla świętego spokoju (pomyślałam sobie) – zrecenzuję najnowsze dzieło Symmetry pt: A Soul’s Roadmap. Wszystkim fanatykom gatunku zespołu przedstawiać nie muszę. Jednakże skoro recenzja powinna mieć: początek, wstęp i koniec...zacznę od krótkiego resume: Historia Symmetry sięga początku lat 90-tych ubiegłego stulecia. Po kilku zmianach składu i po dość ciepłym przyjęciu poprzedniego dużego albumu zespołu Watching The Unseen przyszedł czas na wydanie drugiej płyty.
Nie ukrywam jestem BARDZO POZYTYWNIE rozczarowana.
Po pierwsze: jest to swego rodzaju concept-album, w którym cały czas przewija się jeden wątek. Bohater opowieści niejaki Korben szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania natury egzystencjalnej oraz...snuje się po świecie (i po zakamarkach swej pamięci) w poszukiwaniu...DUSZY swej żony. Fakt, temat dość oklepany i być może lekko „mistyczny” i „transdendentalny”, aczkolwiek jak nie wzruszyć się historią współczesnego Orfeusza poszukującego swej Eurydyki ...
Po drugie: płyta jest wydana edytorsko znakomicie. Przepiękne kolory, świetna ekspozycja tekstów, ciekawe fotografie. Czasami przechodzimy obojętnie obok takich „niuansów”, a przecież jest to ważne i pomocne w odbiorze muzyki i przesłania zespołu ( wybaczcie historykowi sztuki:-)
Po trzecie: MUZYKA.
Jak już wcześniej wspomniałam, produkcje zespołów progmetalowych nie są moim priorytetem odsłuchu (ponieważ ten gatunek muzyki jest rachityczny i skostniały, w którym tzw świeża krew płynie bardzo wąskim strumyczkiem).
W tym przypadku...cóż otworzył mi się przepastny worek z analogiami i to znakomitymi. Nie wymagam od muzyków odkrywania i eksplorowania nowych lądów muzycznych. Dlatego chylę przed sympatycznymi Holendrami czoła, że znaleźli maleńki kawałek dla siebie i swojej muzyki w wielkim worze o nazwie progresywny metal.
Dla mnie muzyka Symmetry to dość ciekawe połączenie elementów Fates Warning ( na „moim” progmetalowym poletku absolutny numer jeden!!) z czułością, siłą wykopem Pain Of Salvation, z przepięknymi harmoniami i „gadającymi” gitarami Iron Maiden oraz surowością i chłodną kalkulacją Queensryche. Dark Horizon rozpoczynający się majestatyczną, wysublimowaną partią gitary, której nie powstydziłby się Mistrz Jim Matheos to zaledwie wstęp do tego, co będzie działo się dalej. A dalej jest ZNAKOMICIE. Mniemam, ze „czytacze” serwisu wybaczą mi tak pompatyczne słowa i peany na cześć Holendrów, ale dawno żadna płyta z „tego gatunku” nie wywołała we mnie tak pozytywnego odbioru. Przepiękna melodia Journey Into The Unknown z zupełnie odjazdowym solem na basie ( czapki z głów gra Bas Hoebink – hic (!!)), wariackimi i porywającymi solami gitar przywróciła mi nadzieję, ze jednak …można komponować i wykorzystywać swoje „diabelskie sztuczki” z głową! Rzadko spotykane podejście wśród muzyków niestety.
Na całym albumie nie ma słabych punktów, wszystkie elementy układanki podróży Korbena znakomicie się uzupełniają, zazębiają i przeplatają. Gdzieś nam nagle znikają z oczu (a raczej uszu) melodie i motywy, by odnaleźć się w zupełnie innym, nie do końca oczekiwanym momencie (czyli wracamy do punktu wyjścia: Point of The Return)
Mnie poraził utwór zamykający album: Listen to Me. Bez wątpienia utwór, który już niedługo stanie się klasykiem gatunku. Długachny, wspaniale i pomysłowo skomponowany i piękny w swej furii, przeplatanej ciszą. Najlepszy na płycie. Masakrujący słuchacza.
Niewielkie zastrzeżenia mam do wokalisty. Eric Masselink nie śpiewa źle, ale to nie mój typ. Rzetelny, wyuczony, z ładną barwą, aczkolwiek nieco zmanierowany i za bardzo zapatrzony w Bruce’a Dickinsona? Brakuje mu tej subtelności i słodyczy Raya Adlera, ale ten jak wiadomo jest tylko jeden –niepowtarzalny.
Jak wspomniałam, jest to bardzo rzetelne granie, bardzo solidne i bardzo dobre. W dawnych czasach czeladnik, który chciał stać się mistrzem cechowych wykonywał tzw „meisterstück”. Im (czyli Holendrom) się udało ten egzamin zdać, grają przecież od lat...i zasłużyli w końcu, żeby podskoczyć wyżej w rankingu.
Nie słyszałam poprzedniej produkcji Symmetry, kto wie może do niej dotrę i posłucham.? Nie widziałam zespołu na żywo, więc nie wiem jak brzmią. Płytę przesłuchałam w „ciemno” nie wiele wiedząc o zespole. Lubię być tak zaskakiwana.
Bo to, co pokazali na A Soul’s Roadmap napawa optymizmem. Chcę więcej.