Ta recenzja ukazuje się niestety z dość sporym obsuwem, wszak materiał ujawnił się światu jeszcze w październiku ubiegłego roku. Cóż, życie płata i takie figle. Ale, jak to mawiają, co się odwlecze, to nie uciecze. Nadróbmy zatem tę zaległość, tym bardziej że trzy dotychczasowe wydawnictwa zespołu, o których wspominałem na naszych łamach w dwóch tekstach, sprawiły mi dużo przyjemności.
Jak jest tym razem? Również bardzo przyjemnie, choć pierwszy kontakt z nową odsłoną projektu może nieco zaskoczyć poczuciem mniejszej przystępności, ale też większej mroczności, ciężkości i gęstszej muzycznej faktury. To jednak wrażenie dość pobieżne i – przynajmniej u mnie – wynikające z pewnością z obcowania przez pewien czas z ich koncertowym wydawnictwem LemInoScencja. Live in Poland 2021 – Acoustic Concert, którego podtytuł jest dość wymowny. Do tego, gdy odpali się iście karmazynowy, trwający minutę, utwór Flashback 1 (pełniący rolę swoistego intro) i wysłucha surowego, dusznego, wręcz lekko industrialnego początku, kolejnego Flashback 2 oraz tworzącej jego bazę brudnej gitary, nie powinno to dziwić.
A jednak ta płyta taka w całości nie jest! Uderza różnorodnością i to czasami w ramach bardzo krótkiej formy. Wspomniany Falshback 2 w niespełna 4 minutach oferuje jeszcze refleksy bluesa, jazzu (partia saksofonu) i niesamowitej, artrockowej wzniosłości na koniec. Podobne żonglowanie stylami przynosi Flashback 3, znów krimsonowy, jednak z ładnym wyciszeniem i ponownym popisem Sebastiana Niemca na saksofonie. A to nie koniec odmienności, bo końcówka to przemile brzmiący post-rock.
Nie powinno zatem dziwić, że dwa pozostałe Flashbacki (4 i 5), każdy z nich trwający powyżej dwudziestu minut (!), przynoszą tej wielowątkowości, zmian klimatów, nastrojów i tempa mnóstwo. Oprócz znanych już jazzrockowych, bluesowych czy progresywnych inspiracji znajdziemy nawet troszkę… westernowych brzmień. Ponieważ muzycy HiPoKaMP projekt nie wstydzą się swoich słabości do grania retro i szukania natchnienia w latach 70-tych, mogę spokojnie powiedzieć, że te dwa ostatnie utwory są na swój sposób instrumentalnymi, progresywnymi suitami. A o ich sile stanowią ponownie (tak jak na poprzednich wydawnictwach) piękne, melodyjne tematy zawarte choćby w gitarowych solówkach.
HiPoKaMP nie jest projektem nastawionym na podbijanie świata, to bardziej grupa muzycznych przyjaciół (doświadczonych już i życiowo i artystycznie) grających to, co najlepiej czuje. A że fachowości i dobrego smaku im nie brakuje, wychodzi im to bardzo fajnie. Ponadto mają chyba do tego dystans. Na Futurocklogii dość zabawnie napisali o swoich korzeniach, tu - już poważniej - ubrali wszystko w koncept, który tak zwerbalizowali zapowiadając album: jesteście pewni, że wspomnienia odtwarzane przez mózg są Wasze? A może jakichś elementów zapamiętanych historii w ogóle nie było? Może uzupełniamy pamięć tak, jak pisarz konkretyzuje świat przedstawiony – za pomocą wyobraźni, symboli, sugestii? A czy sami rządzimy tymi uzupełnieniami, czy też ktoś (coś) celowo je implementuje? Spróbujecie poznać odpowiedzi na te pytania? Zachęcam.