Paweł Weiss to gitarzysta formacji Dispelled Reality, która była dla mnie polskim muzycznym objawieniem ubiegłego roku. Bo choć ich niezwykle udana EP-ka Świt ukazała się nieco wcześniej, to ja miałem okazję zobaczyć muzyków na scenie dopiero podczas organizowanego przez nich w Warszawie Prog Feast w marcu minionego roku. Tam też zresztą, wśród zebranych, dostrzegłem znanego i niezwykle cenionego dziennikarza muzycznego, Wiesława Weissa, prywatnie ojca muzyka…
Tyle tytułem wstępu, lekko wszak zahaczającego o plotkarskie portale. Przejdźmy do muzyki. Na tym niedługim, trwającym nieco ponad trzydzieści minut, debiucie znajdziemy osiem instrumentalnych kompozycji, w których oczywiście króluje gitara. Weiss skomponował wszystkie utwory, zagrał też, (nie licząc gitar) na basie i instrumentach klawiszowych. Bębny są niestety „komputerowe”, co tylko nieznacznie słychać, choć, być może właśnie one, nieco psują mi odbiór brzmienia całości.
Z pozoru to album jakich wiele w tej gitarowo-instrumentalnej stylistyce, w której niektórzy znajdą odniesienia do wielkich gitarowych wirtuozów. A jednak trudno przejść obojętnie obok jej różnorodności w ramach wszak dość wąskiej, muzycznej szuflady. Artysta ciągle zmienia tempo, klimat kompozycji, ale też i bawi się różnorodnymi zagrywkami. Przez to, sporymi momentami, dotyka stylistyki progresywnego rocka, czy nawet progresywnego metalu (patrz: najdłuższy w zestawie i kończący całość Pallace Of Memories). Poza tym słychać tu inspiracje klasyką hard rocka czy brzmieniami orientalnymi. Co ważne, po kilkukrotnym przesłuchaniu okazuje się, że to niełatwe i techniczne granie broni się dobrymi, zapamiętywalnymi melodiami. Najbardziej jednak imponuje techniczna biegłość i duży warsztat (niezwykle przecież młodego muzyka), które – co istotne - nie odbierają swoistej duszy tej muzyce.
Fajna to płytka, zgrabnie „sklejona” z różnorodnych kompozycji i tworząca całkiem zwartą całość, niczym ulubiony film Weissa, Pulp Fiction. Zresztą artysta oddał mu hołd nie tylko muzycznymi fragmentami i samym tytułem płyty, ale i szatą graficzną. Pulp Tunes nie wywoła najpewniej szoku wśród ortodoksyjnych fanów Vai’a, Satrianiego czy Petrucciego, niemniej po takim gitarowym debiucie powinni oni przyjrzeć się dalszym poczynaniom tego utalentowanego muzyka.