What about the band...what the album.
The only thing I want to say, Is that we're strong together.
We can do everything.
We're so strong we’ll never die.
Miało być bez historycznych wspomnień/opisów (jak prawie w każdej recenzji), ale jednak muszę o tym wspomnieć.
Czy odejście Gila osłabiło zespól, czy wzmocniło, czy z nim płyta byłaby "mocniejsza", inna? Tego nie wiemy i chyba raczej się nie dowiemy, ale "nigdy nie mów nigdy". Karol Wróblewski też zakończył swoją, jak sam powiedział, "collage’ową baśń". Wybór gitarzysty i wokalisty nie był zaskoczeniem. Zaangażowanie Michała było dobrym i w pewnym sensie naturalnym posunięciem. Zaczynał w Talath Dirnen (Krzysiek Palczewski wspierał ich podczas nagrań studyjnych), kilka koncertów zagrał jako "rezerwowy" perkusista Collage, więc nie wziął się znikąd. W przypadku wokalisty, ale też ewentualnego gitarzysty była szansa na 2/5 Quidamu.;-) Maciek Meller, chyba nie chciał, a teraz, wiadomo, gra w Riverside, więc "został" tylko Bartek Kossowicz. Wzajemna, bliska znajomość i przyjaźń z Talath Dirnen i Quidam, zaowocowała. Dla niektórych osób może to wyglądać jak towarzystwo wzajemnej adoracji, ale gdzie szukać jak nie na własnym podwórku.
- Tato, idę na imprezę.
- Dobrze. Kiedy będziesz?
- Wtedy kiedy będę.
- Byle nie później.
Nowa płyta Collage właśnie, moim zdaniem, tak była nagrywana. Nie nastawiałem się na konkretną datę wydania, która ciągle była przekładana. Znając ”cykl wydawniczy” zespołu, podchodziłem do tego jak ww. dowcipie, album jak będzie, to będzie i wtedy będzie kiedy będzie. Jak na porządnych magów przystało, czarowali nas, nagrywali, odkładali, przekładali i w końcu wydali. Album miał być pod koniec 2021, potem w czerwcu 2022, aż w końcu ("byle nie później" ;-)) ostatecznie pojawił się 2 grudnia 2022.
Po wcześniejszym zaprezentowaniu ”One Empty Hand”, chciałem, żeby to był "najsłabszy utwór", ale nie nastawiałem się na jakieś fajerwerki, nie pompowałem wewnętrznego balonika nadziei na super, hiper kompozycje. Wolałem się pozytywnie rozczarować. Po wysłuchaniu albumu "n" razy, stwierdzam, że muzycznie chłopaki pozamiatali.
Jest takie modne określenie: "petarda". I ta płyta taka jest. Może gdyby ktoś chciał być delikatnie złośliwy, to pokusiłby się pewnie o określenie, że to taki ”Moonshine 2”. Nie, to nie jest ”Moonshine 2”. Nowe dzieło zespołu ma siłę i przebicie tamtego albumu, ale jednocześnie wnosi też coś świeżego i nowego. Dlatego jest inny i wyjątkowy. Jej znakomitość i zgranie zespołu można zamknąć w cytatach (z ”But Strong Together” (Quidam), ”Over And Out” i ”What About The Pain”) wymienionych na początku. Bartek Kossowicz i Collage razem są silni, mocni i "Over And Out" też taka jest. Mocna, konkretna i zwarta. Tu nie ma słabych elementów. Konstrukcja każdego utworu jest przemyślana. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Zagrane są do końca, bez zbędnego wyciszania, bawienia się "gałami" przez realizatora. Bardzo solidna robota, ale oczywiście nie dało się uniknąć nawiązań, czy inspiracji. Brzmienie gitary jest "pod Gila", co jest chyba oczywiste, ale Michał wprowadza też trochę innych dźwięków i barw w swojej grze. Świetnie dopełniają się z Krzyśkiem, który jak zwykle "czaruje" swoimi solówkami, delikatnymi fortepianowymi fragmentami i gęstym "klawiszowym sosem". Para Szadkoś-Mintay doskonale dopełnia całości. Bartek, czasami wokalnie brzmi "pod Amiriana", ale śpiewa po swojemu i ładnie wszystko spina piękną głosową klamrą.
Najprawdopodobniej, najtrudniej będzie przyzwyczaić się do tyłowej kompozycji. Na dzień dobry dostajemy "cios". Zespół "zaszalał" i przez te 26 lat od ”Safe”, "wysmażył" nam prawie 22-minutową suitę. Wielowątkowa, złożona, poprzetykana wokalnymi i solowymi instrumentalnymi partiami. Na początku nie mogłem się w nią "wgryźć", tak jak nie mogłem przyzwyczaić się do utworu ”Moonshine”. W "Over And Out" słychać różne powiązania, np. ok. 8:50-9 minuty motyw, przejścia znane z płyty ”Moonshine”, czy w 13 minucie, klimaty ”Baśni”, a końcówka kojarzy mi się z Pain Of Salvation.
Po wysłuchaniu "długasa" znowu "boli serce" i dostajemy ponownie "między oczy". "What About A Pain", najbardziej melodyjny, balladowy, przejmujący utwór na płycie, przeplatany przepięknymi gitarowymi motywami i lekką klawiszową ”wariacją”. Chóralny refren, śpiewany przez dzieci, dodatkowo potęguje podniosłość tej kompozycji.
Niezauważalnie po WAAP zaczyna się "One Empty Hand". Jest drobnym uspokojeniem, przerywnikiem. W zasadzie spokojna piosenka, lekko hipnotyczna, ale wciągająca swoim klimatem. Delikatny wstęp z fortepianowym podkładem, emocjonalny refren, z uwypuklonym w tle "biciem" perkusji i "gęstą" gitarą.
"Pusta dłoń" łagodnie przechodzi w kolejny, wielowątkowy "A Moment A Feeling". Początek od razu kojarzy się z ”In Your Eyes” (śpiew "pod Amiriana"), czasami jest trochę marillionowato, np. solo/podkład klawiszowy od ok. 11:20, ale to są momenty. Melodyjny refren, zmiany rytmu, bardzo zaakcentowane partie klawiszowe na zmianę z solówkami Michała, zwłaszcza na zakończenie tego utworu.
Podsumowanie albumu, czyli "Man In The Middle" jest tak jak tytułowy "człowiek w środku". Parafrazując fragment tekstu, taki I'm half way here Collage, czy half way there Marillion. Czy to jeszcze Collage, czy już Marillion? Słuchacz sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo skojarzenia z Marillion są jak najbardziej oczywiste, np. przejścia i wokal ("fishowate") w 1:30, a prawie połowa kompozycji, to genialna, podniosła, przejmująca solówka Rothery'ego. Bardzo melodyjny refren, całość pięknie buja, a człowiek odpływa przy tych dźwiękach.
Dzięki wykorzystaniu kolejnego obrazu Zdzisława Beksińskiego, graficznie całość ładnie się ułożyła, ponieważ ”Over An Out” tworzy z ”Moonshine” i ”Safe” trylogię okładkową i stanowi pewne zamknięcie muzyczne. Niestety ten efekt ”psuje” wersja CD. Chyba zespół, a może wydawca, poszli po "taniości";-), bo płyta wydana jest w zwykłym pudełku. Przecież taaaka płyta, z taaaką okładką, aż prosi się o ładne wydanie w digipacku lub digibooku. Na szczęście ten "minus" wynagradza muzyka, bo album jest doskonały, a dla fana Collage, wybitny. Skojarzenia z ”Moonshine”, ”Baśniami”, Marillion są oczywiste, ale bez wpływu na odbiór, tylko podkręcają smak. Płyta miesiąca i roku, 11 na 10 gwiazdek, ale dla mnie osobiście poza jakąkolwiek oceną.
Teraz też jest dobry moment na wydanie koncertu z okazji 20-lecia ”Moonshine”, bo czekamy na niego już 7 lat, zagranego i nagranego w Progresji, ale pewnie będzie wtedy, kiedy będzie. Na razie jednak cieszmy się nowymi nagraniami i ponownie parafrazując klasyka, można powiedzieć, że to płyta na skalę (jak widać i słychać ogromnych) możliwości zespołu. Otwierają nią oczy i uszy niedowiarkom, jest ich, przez nich nagrana i miejmy nadzieję, że ”Over And Out” to nie jest ostatnie słowo i początek nowej muzycznej drogi Collage.