m.oceans to nowy zespół na scenie polskiego rocka. Formacja zadebiutowała całkiem niedawno, bo na początku lutego, wydając w sieci niedługą EP-kę zatytułowaną Cognitive Dissonance. Czterej muzycy tworzący m.oceans nie są jednak anonimowi, bowiem wywodzą się z formacji, o których na naszych łamach już pisaliśmy. A są to Hubert Murawski i Przemysław Betański (Xanadu), Piotr Kowalski (Alhena) i Wojciech Śmierzyński (NAO). Wiemy jeszcze, że grupa pochodzi z Bydgoszczy i gra instrumentalnego rocka.
Tyle tytułem wstępu, czas na kilka słów o muzyce. Cognitive Dissonance zawiera cztery instrumentalne kompozycje, które wydają się swoistą wypadkową stylistyk prezentowanych przez wyżej wspomniane formacje. Bo nagrania, choć wcale niedługie, mają wielowątkowy charakter, sporo w nich zmian tempa i nastroju. Dzięki temu niewątpliwie nabierają progresywnego wyrazu. Z drugiej strony pewną bazą, obecną praktycznie w każdym utworze, jest jednak pierwiastek post-rockowy. Ale i to nie jedyny trop słyszalny na tej EP-ce.
W zasadzie świetnie charakteryzuje już to wydawnictwo otwierająca je Supernova. Rozpoczyna ją klimatyczna gitara i przestrzenne brzmienie. Wszystko utrzymane w średnim tempie. Z czasem muzyczna faktura gęstnieje, by ponownie stonować i zaciekawić wyraźnymi figurami pianina. Mamy też solową gitarową formę. Ostatnia minuta to już zmiana stylistyki, wchodzą ostre metalowe riffy wpisujące się w djentową formułę. Następny Big Circle, jeszcze dłuższy, również ma wiele wątków, niemniej warto w nim szczególnie zwrócić uwagę na iście psychodeliczny (elektroniczno-gitarowy) wtręt. Kashmir Fields praktycznie od początku uderza gitarowym ciężarem i wydaje się najmniej post-rockowy. Ale i on przynosi ukojenie w dalszej części, wykreowane do tego ładną melodyką (praktycznie wszystkie utwory zawierają nośne i ciekawe, zapamiętywalne melodie). Zamykający płytkę A Beautiful Tragedy /At The End Of The Day jest najbardziej zwięzły i zbudowany w formie tradycjnej piosenki ze zwrotką i refrenem. Bo zaczyna go gitarowy brud, znów bliski djentowej stylistyce, by za moment ustąpić miejsca melodyjnemu zwolnieniu, po którym powracamy do mocnych brzmień... skontrowanych kolejną muzyczną łagodnością.
Interesujący debiut w szufladzie instrumentalnego grania pełen muzycznych emocji (przy okazji - zgrabnie pomyślana nazwa zespołu). Czas na pełnowymiarową płytę, która zapowiada się ciekawie.