Frozen Night to młoda zakopiańska formacja, której początki sięgają 2017 roku. Pod koniec ubiegłego roku muzycy zadebiutowali albumem In Vain, który według ich słów jest podsumowaniem wspólnej trzyletniej pracy. Płyta ukazała się nakładem krakowskiej wytwórni Lynx Music i raczej odchodzi stylistycznie od jej artrockowego profilu. Wystarczy zresztą spojrzeć na logo formacji oraz grafikę okładki, które kierują słuchacza na mocno metalowe tory. I faktycznie tak jest. Na In Vain króluje ciężkie gitarowe granie, co nie powinno dziwić, wszak w zespole mamy aż dwóch gitarzystów.
Tyle tytułem wprowadzenia. A jaki jest ten album? Cóż, niezbyt udany. Obarczony wadami tak często charakterystycznymi dla debiutantów, które można byłoby zamknąć w formułce: „dużo nie znaczy dobrze”. Potwierdza to w zasadzie już pierwsza kompozycja na płycie, wykorzystany do promocji The Alley Of Apathy. Ilość wątków pomieszczonych w tym pięcio i półminutowym utworze jest niemała. Co najgorsze, nie zawsze dany motyw pasuje do poprzedniego, co zakłóca narrację kompozycji. Raz jest hard rockowo, innym razem galopująco i power metalowo a nad wszystkim dominują bębny grającego „gęsto” założyciela i lidera, Kacpra Puchały. I nie chodzi tu tylko o brzmienie, ale przede wszystkim o to, że jest ich przesadnie za dużo. Częste zmiany rytmu, mające jak się domyślam, podkreślić progresywność brzmienia, tak naprawdę ukazują pewne przekombinowanie. Odnoszę wrażenie, że młodych artystów rozpierają pomysły, które chcą jak najszybciej z siebie wyrzucić i upakować w niedługą formę. Ale nie tędy droga. Całość ratuje niewątpliwie ciekawa i zapamiętywalna melodyka refrenu. Podobne problemy dotykają także tytułowego In Vain (w którym mamy choćby partie growlu i tym samym death metalowe naleciałości), czy Away. Nieco bardziej spójny charakter ma Nothingness utrzymany w stylu hard’n’heavy. Generalnie jednak zgrabniej ułożone są rzeczy bardziej stonowane i jednorodne, jak balladowe The Anthem Of Lonely (tu np. żeńska wokaliza) i Raindrops. Broni się też Sunset - instrumentalne zwieńczenie płyty.
W muzykach Frozen Night widać niewątpliwie spory zapał, szczere chęci i duże osłuchanie, niemniej na tym debiutanckim albumie trochę przeszarżowali zbierając niejako w tych trzech kwadransach swoje trzyletnie doświadczenia. Dużo niewątpliwie potrafią i jestem przekonany, że gdy tylko okiełznają swoją „debiutancką porywczość” drugi album będzie dużo lepszy. Ten jest poprawny.