Nie ukrywam, że Tom S. Englund należy do moich ulubionych metalowych wokalistów i zbliżająca się wielkimi krokami lutowa premiera nowej płyty Evergrey już wywołuje u mnie gęsią skórkę. Dlatego też z ogromnym zaciekawieniem i radością przyjąłem powstanie debiutanckiego albumu projektu Silent Skies. To tak naprawdę duet dwóch cenionych muzyków – wspomnianego Englunda oraz pianisty i klawiszowca Vikrama Shankara, od dwóch lat będącego członkiem amerykańskiej formacji progmetalowej Redemption. Gwoli ścisłości, od kilku lat wokalistą także tej grupy jest Englund. Nie ten zespół stał się jednak przyczyną współpracy obu panów, a fakt usłyszenia przez Englunda w sieci fortepianowej wersji utworu Evergrey Distance wykonanej przez Shankara.
Ostateczny efekt pracy obu panów może zaskakiwać, bowiem nie ma on absolutnie nic wspólnego ze wspomnianymi wyżej formacjami i staje niejako po przeciwnej stronie muzycznej wrażliwości. Bo oto dostajemy dziesięć niezwykle melancholijnych, nastrojowych i przestrzennych ballad, głównie na głos i pianino. Zwykle bez rytmu, choć w kilku kompozycjach i on się pojawia. Usłyszymy też piękne klawiszowe i smyczkowe tła. Englund śpiewa niezwykle przejmująco i emocjonalnie, z czego w sumie jest znany, choć w nieco innej stylistycznej konwencji, natomiast Shankar tworzy ujmująco plastyczne figury pianina kapitalnie współgrające z wokalnymi interpretacjami. Nie ma tu rzeczy lepszej, czy gorszej. Wszystkie mają ogromny ładunek emocji, urzekające melodie i tylko od wrażliwości słuchacza zależy, którą kompozycję bardziej sobie upodoba. Zresztą liryczna strona płyty dotyka tęsknoty, zranienia i odczuwalnego dystansu.
Oprócz autorskich utworów dostajemy tu też dwa covery, wspomniane Evergreyowe Distance oraz wielki przebój lat osiemdziesiątych, Here Comes The Rain Again Eurythmics. Obydwa w nostalgicznych, wyciszonych wersjach, idealnie korespondujących z całością. Płytę kończy jedyny tu instrumentalny i zarazem najkrótszy w zestawie utwór, 1999. Sentymentalne ale i chyba niosące nadzieję w tych trudnych czasach zwieńczenie tego wyjątkowego albumu. To płyta do zatrzymania, zamyślenia i wyciszenia. Ujmująca i szczera. Głównie dla prawdziwych „wrażliwców”. Warto dać jej szansę w te zimowe wieczory.