Długo, bo aż pięć lat, trzeba było czekać na trzecie wydawnictwo Besides. Przypomnijmy, że o tych parających się dosyć niszowym wszak post-rockiem muzykach zrobiło się głośno, gdy wygrali ósmą edycję popularnego telewizyjnego talent show - Must Be The Music. Jednak mimo pewnego komercyjnego sukcesu artystycznie pozostali sobą, oferując niebanalne instrumentalne dźwięki. Tak było na debiutanckim We Were So Wrong, jego następcy Everything is i tak jest wreszcie na wydanym ledwie kilka dni temu Bystanders – chyba ich najbardziej ambitnym, złożonym, przemyślanym w szczegółach i dojrzałym albumie.
Bystanders jest na swój sposób dziełem niezwykłym, na które warto spojrzeć z kilku stron. I tylko jedną z nich jest ta muzyczna. To płyta, która światło dzienne ujrzała 27 stycznia. Zupełnie nieprzypadkowo, bo to dzień 75. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz i jednocześnie Międzynarodowy Dzień Pamięci o Holokauście. Jak zatem nietrudno się domyślić to koncept, na którym osiem instrumentalnych kompozycji (wyłączając Intro) zostało zainspirowanych historiami więźniów Auschwitz i losami mieszkańców okolicznych ziem, żyjących w cieniu obozu podczas II wojny światowej. Całości dopełnia intrygujący tytuł i szata graficzna, dla której bazą stały się archiwalne fotografie z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Choć to muzyka instrumentalna, nie sposób słuchać jej bez kontekstu. Bez komentarzy do każdego z utworów, które zamieścili muzycy przy poszczególnych kompozycjach. Historii, które stały się inspiracją do ich powstania. I tak na przykład Ich bin wieder da! odnosi się do pierwszego masowego transportu do Auschwitz, który miał miejsce 14 czerwca 1940, kiedy to przywieziono 728 więźniów politycznych z Tarnowa, For Hanna jest o urodzonej w Oświęcimiu dziewczynie, która pomagała więźniom obozu, Miners odwołuje się do ucieczki jednego z więźniów pracującego w kopalni, Kids porusza tragiczny los dzieci w obozie, Simon’s Ohel jest o ostatnim oświęcimskim Żydzie, który przeżył Holocaust, zaś kończące całość Christmas Tree nawiązuje do pierwszego Bożego Narodzenia w obozie. Zresztą szerzej o tych wszystkich historiach można również przeczytać w przejmujących tekstach pomieszczonych na stronie zespołu. To też pewien element tego złożonego projektu. Widać przy tej okazji bardzo emocjonalny stosunek muzyków do zawartych tu historii. I nie powinno to dziwić, wszak zespół pochodzi z Brzeszcz znajdujących się ledwie kilka kilometrów od Oświęcimia. Pięknie o tym napisali na swojej stronie, odnosząc się do motywów powstania Bystanders: Chcemy ukazać to miejsce z perspektywy nas, mieszkańców tej ziemi. Ziemi, która stała się symbolicznym cmentarzem współczesnego świata, gdzie pogrzebano nie tylko ludzi, ale też wyznawane przez wieki wartości. To również próba konfrontacji z własnymi emocjami, przerażaniem, niezrozumieniem, bezsilnością wobec masowości i anonimowości śmierci. To refleksja nad kondycją człowieka w wymiarze uniwersalnym; jego zdolnością do aktów niewyobrażalnego okrucieństwa, jak i gestów prawdziwego poświęcenia.
A co z samą muzyką? Cóż, nic chyba tak przejmująco nie oddaje tragizmu tamtych czasów, jak muzyka bez słów. Smutna, nostalgiczna, przestrzenna, niezwykle ilustracyjna, niespieszna, ale też czasami przewrotnie ciężka i mocna, podkreślająca dramatyzm sytuacji. Z jednej strony przecudnie, a z drugiej boleśnie brzmią dźwięki pianina w Ich bin wieder da!, podobnie jest z kłującym w serce melodyjnym motywem w końcówce For Hanna. Na całym albumie delikatne figury gitarowe przeplatają się z bardziej brudnymi, post rockowymi formami. To wszystko jednak już znamy. Jest wszak na tej płycie element będący dla muzyki formacji pewnym novum. To kwartet smyczkowy, decydujący bardzo mocno w niektórych kompozycjach o ich całościowym wyrazie. To smyczki nadają całości smutku, dostojności, ale też i podkreślają ubrane w ów smutek zapamiętywalne melodie. Ostatnia, trzecia część Simon’s Ohel, skomponowana zresztą przez skrzypaczkę, Darię Pacudę, a wykonana w całości przez kwartet, jest jednym z najbardziej intrygujących momentów Bystanders. Polecam. Bo to muzyka przez duże „M” z bolesną historią w tle.