Rzecz ukazała się w ubiegłym miesiącu i chyba wielu rozwiązała problem wyboru najlepszego wydawnictwa koncertowego mijającego roku. Ta oczywista konstatacja zawarta w pierwszym zdaniu może niektórych zniechęcić do dalszej lektury zapowiadających się peanów na cześć Wilsonowej koncertówki. Postaram się zatem zbytnio nie rozwodzić. Cóż, Home Invasion: In Concert At The Royal Albert Hall robi naprawdę duże wrażenie. I to już na poziomie pięknie wydanego i rozkładanego digipaka (w tym przypadku z trzema dyskami) z wysokiej klasy zdjęciami.
Najważniejszym jest jednak to co widać i słychać. Zapisano tu ostatni z trzech wyprzedanych przez artystę koncertów w słynnej londyńskiej Royal Albert Hall z marca tego roku. Muzyk promował wówczas swój ostatni album, To The Bone. Nie dziwi zatem, że słyszymy ów krążek niemalże w całości. Ale podczas tego prawie trzygodzinnego (!) występu mamy jeszcze najlepsze utwory z innych jego wydawnictw (ależ wykonania Ancestral, The Raven That Refused to Sing) oraz perły z Jeżozwierzowej przeszłości (The Creator Has A Mastertape, Arriving Somewhere But Not Here, Lazarus, Sleep Together, The Sound Of Muzak i zagrany w ascetycznej wersji na bis Even Less). Wszyscy muzycy prezentują się wybornie, ponadto w wybranych kompozycjach towarzyszy im Ninet Tayeb.
Brzmienie całości jest selektywne, przestrzenne i soczyste, no ale nie powinno to dziwić w przypadku Wilsona. Prawdziwą wszak wisienką na torcie jest materiał wizyjny. Royal Albert Hall sama w sobie robi wrażenie, ale zapełniona publicznością i odpowiednio uchwycona w kadrze po prostu zapiera dech w piersiach. Kilkanaście kamer i bardzo dobry montaż pozwala widzowi niemalże na takie wrażenia, jak podczas oglądanego na żywo koncertu. Ogromną siłą występów Wilsona są wizualizacje. Należy on do nielicznego grona artystów, u których współgrają one fantastycznie z wybrzmiewającą ze sceny muzyką, a odbiorca ma dylemat, czy patrzeć na muzyków, czy towarzyszącą im z tyłu sceny animację. I tu te prawdziwe perełki, za które w większości odpowiada Lasse Hoile, widać.
Podsumowując, to autentyczna gratka i pamiątka dla wszystkich tych, którzy byli na którymś z koncertów tej trasy, także w Polsce. Miłym uzupełnieniem wydawnictwa jest pomieszczony w dodatkach wywiad z Wilsonem oraz trzy bonusowe utwory zagrane na próbie. Szkoda, że nie z koncertu, z drugiej strony, takie Heartattack In A Layby, nawet przy pustych krzesłach tej wiekowej sali brzmi magicznie.