Mieć w swojej płytotece taki album jak „In Search of Truth” szwedzkiej ekipy Evergrey to prawdziwy skarb. Taka moja perełka na półce. To od niej zaczynałam przygodę z tym zespołem. Jakąś wielką fanką tej grupy nie jestem, ale pierwsze płyty mają świetne. Potem, moim zdaniem, gdzieś się pogubili i eksperymentowali z brzmieniem, co dla mnie było i jest nieco odpychające. Szwedzi mają wielki potencjał, w to wierzę, ale zboczyli z drogi na manowce i brodzą w ciemnościach. Niespecjalnie zresztą interesowałam się ich twórczością po „Recreation Day”, choć zdarzyło mi się posłuchać jakichś piosenek z późniejszych wydawnictw, ale wrażeń żadnych nie doświadczyłam. „The Dark Discovery” było nieśmiałym wyjściem z cienia, jednakże udanym. Drugi album - „Solitude, Dominance, Tragedy” ugruntował pozycję kapeli w świecie heavy metalowej muzyki. Uważam ten krążek za szczytową formę muzyków. Co tu dużo mówić – to trzeba usłyszeć, więc polecam to, jak i kolejne wydawnictwo - „In Search of Truth”, które powaliło mnie z nóg na początku tego stulecia.
Te niespełna 48 minut wybornej muzyki opowiada nam o paranoi, pomieszaniu zmysłów, ataku kosmitów. Temat jak najbardziej trafiony. Muzycznie zaś jest na bardzo dobrym poziomie. Warto też wspomnieć, że jest to pierwsza płyta pod skrzydłami InsideOut. Wybór idealny, świadczy to o progresywnym brzmieniu w takim przypadku. Oczywiście jest to dużym plusem, bo zespół miał wtedy czas, by stać się sławnym. Dopięli swego – kolejne płyty, trasy koncertowe, jak również nieuniknione zmiany składu. Evergrey się wyrobił i w swej muzyce łączy elementy heavy i power metalu okraszone dużą ilością progresji. Jak na zespół z takim stażem wykluczone jest zamknięcie się na jeden styl. „In Search of Truth” poruszy nawet zatwardziałego fana metalu – melodie płyną wprost z głośników, nie sposób przejść obok nich obojętnie. Muzyczne apogeum – tak można nazwać tę płytę. Nikt nie będzie zawiedziony po wysłuchaniu tego, co mają do powiedzenia Tom Englund i spółka. Jednym słowem: same rarytasy.
Ta muzyka dowodzi jakimi kompozytorami są członkowie zespołu (Tom Englund jest autorem wszystkich tekstów zawartych na „In Search of Truth”). Wielki szacunek. Kilkanaście lat temu oniemiałam z wrażenia podczas słuchania tego krążka i często do niego wracam, bo ta muzyka uzależnia. Już od pierwszych dźwięków „The Masterplan”, przez fortepianowe pejzaże „State of Paralysis”, po ostatnie takty „Misled” czeka nas wielka, progresywna uczta. Z każdym kolejnym spotkaniem z tym LP doznajemy jakiejś ekstazy, czegoś, co poruszy nasze serca. Nie wiem co Szwedzi chcieli tym osiągnąć, ale im się to udało. Prawdziwa heavy metalowa moc, głos Englunda na bardzo wysokim poziomie (chyba lepszym niż na dwóch poprzednich albumach), a muzycy grają na pełnych obrotach. Coś wspaniałego! Nieczęsto można słyszeć tak zdominowany przez progresję heavy metal. Evergrey się to udało. Jeśli chodzi o takie granie, to oczywiście żaden band nie pobije Dream Theater. Ale warto zwrócić uwagę na młodsze kapele, które tak naprawdę biorą przykład ze swoich idoli, może nie jest to do końca kopia, ale takie „koło ratunkowe” - chwytamy się łodzi (w tym przypadku Dream Theater), po czym dopływamy do brzegu (sławą bym tego nie nazwała, bardziej jakimś dobrym miejscem na metalowej scenie). Mam nadzieję, że każdy zrozumie o co mi chodzi.
Wracając do „In Search of Truth” - słuchacze mają sposobność poznać wielowarstwowe, stonowane riffy, które zostawiają trwały ślad w ich umysłach. Evergrey w 2001 roku dokonali cudu, który zaraz po premierze odkryłam. Rok wcześniej doznałam szoku przy „Brave New World” Iron Maiden, a tu proszę – kolejny heavy metalowy gniot. Powiedziałabym, że jest tu coś z epickości. Niby takie zmysłowe, mroczne granie, a do tego elektryzujący wokal robią swoje. Swoje trzy grosze wtrąca Carina Englund – żona wokalisty, która dodaje wokalne smaczki. Czym nas zaskoczą w przyszłości Szwedzi? Myślę, że wartościową muzyką, bo potrafią dobrze dołożyć do pieca i mieć satysfakcję z tego, że fani to polubią. Warto kupić „In Search of Truth” - jest tam cała gama heavy metalowych riffów z ogromną ilością progresji, charakterystycznym śpiewem Toma Englunda. Uwierzcie, będziecie zadowoleni ze spotkania z tym krążkiem. Ja odleciałam. Jeden z moich faworytów jeśli chodzi o ten rodzaj metalu. Jeszcze raz polecam!