Ensiferum, fiński zespół viking/folk metalowy, który nazwę przyjął z języka łacińskiego, a znaczy ona „dzierżący miecz”, choć na pewno pochodzi też od słowa „żelazo”. Trudno jest mi to przetłumaczyć, niestety nie umiem łacińskiego, jednakże internet jest tu pomocny i wiemy na czym stoimy. Czas odstawić laptopa na bok i włożyć płytę do odtwarzacza. W moim przypadku będzie to najnowszy longplay Ensiferum - „Two Paths”.
Zacznijmy od instrumentarium. Obok tradycyjnych instrumentów pojawiają się również buzuki, cymbały, akordeon, skrzypce oraz nyckelharpa (szwedzka harfa klawiszowa). Muzyka Finów ewoluowała w stronę symfonicznego brzmienia, co słychać na omawianym albumie, nie oznacza to jednak, że wcześniejsze wydawnictwa są złe. Osobiście bardzo lubię ten zespół, uwielbiam ich słuchać i często do nich wracam. Na przestrzeni lat Skandynawowie ugruntowali sobie pozycję w ścisłej czołówce folk metalu. Obok rodaków z Korpiklaani są towarem eksportowym Finlandii. Zresztą, co tu dużo mówić, Skandynawia to europejska ojczyzna metalu, podobnie jak Niemcy. Zanim jednak sięgnęłam po „Two Paths” postanowiłam sobie przypomnieć pozostałe krążki grupy. Najfajniejsze jest to, że ta muzyka wciąga i jest jak narkotyk. Z każdą kolejną piosenką chce się więcej. Połączenie metalu z muzyką folkową jest ciekawym zabiegiem, mimo upływu lat wciąż jest modne. Swoją przygodę z tym gatunkiem zaczynałam od – najprościej mówiąc – Korpiklaani i ich kawałka „Vodka”. Trochę „pijackie”, ale trafione w dziesiątkę. Zakochałam się w takiej muzyce i w dalszym ciągu szukam kapel grających tę odmianę metalu. Już sama tematyka tekstów przyciąga – skandynawska mitologia, pogaństwo, legendy… To tylko ułamek tego, co prezentują wszystkie zespoły z tego nurtu, aczkolwiek są też tematy bitewne, folklorystyczne i wiele innych. Słuchając „Two Paths” wyobraziłam sobie, że jestem gdzieś pośrodku lasu, otoczona ciszą, w oddali słychać śpiew ptaków, szum liści, które poruszają się z każdym powiewem wiatru… Czego chcieć więcej?
Po 2-minutowym intro następuje przepiękny hymn jakim jest „For Those About to Fight for Metal”. Pięknie zaśpiewany, świetnie zagrany, ze znakomitym tekstem, po prostu istny wystrzał petardy. „Way of the Warrior” cechuje power metalowe zadęcie, idealnie dobrane wokale i klawisze oraz wibrująca perkusja, która dopełnia majestatu całego utworu. Tytułowy kawałek nie ustępuje mu na krok. Gitarowa zagrywka, dołączająca się perkusja i wpasowany folkowy, skandynawski klimat, a do tego obłędny growl oraz czysty śpiew, które dodają powabu – są istną mieszanką wybuchową. Za to „King of Storms” powali na kolana niejednego fana ciężkiego metalu. Bardzo symfoniczny, bardzo efektowny i wspaniały – pod każdym względem. Coś niesamowitego! „Feast with Valkyries” to już inna bajka, na pewno mega folkowa, z tym się powinni słuchacze zgodzić. Netta Skog wypadła tutaj znakomicie jako wokalistka, a dodatkowo dostajemy dużą porcję symfonicznego brzmienia. Kolejny „Don’t You Say” to heavy metalowa wiązanka połączona z folkiem i ostrymi gitarami. „I Will Never Kneel” zaczyna się trochę jak Running Wild z najlepszych płyt, ale gdy do gry wchodzą instrumenty oraz wokal, robi się gorąco. „God is Dead” jest równie wesoły jak piosenki Alestorm. Szkoci nie powstydziliby się mieć go na swoim albumie. Przy „Hail to the Victor” można się nieco wyciszyć i pomarzyć. Dodatkowymi utworami są alternatywne wersje „God is Dead” oraz „Don’t You Say” - obie wypasione jak oryginalne wykonanie.
Wychwalać „Two Paths” nie będę. Fakt, jest to album udany, ale brakuje mu tego „czegoś”. Czegoś, co by sprawiło, że słuchacz będzie do niego często wracać. Wokalnie i muzycznie jest uroczo, w tej sytuacji nie mam się do czego przyczepić. A okładka nastraja nas pozytywnie i malowniczo. Płyta dla miłośników folk metalu, jak i dobrej zabawy.