Pewnego weekendu 16-18 czerwca 1967 roku ponad 200 tysięcy młodych ludzi udało się do Monterey, małego nadmorskiego miasteczka niedaleko San Francisco by przeżyć coś niezwykłego. To był początek „Lata Miłości”, początek nowej formy muzycznej, nowego rodzaju zgromadzeń, początek ruchu politycznego i duchowego. Monterey Pop Festiwal było wydarzeniem, które zmieniło nasz świat od wewnątrz, poprzez nasze uszy, oczy i umysły stworzyło nową kulturę i ukierunkowało ją na przyszłość. Ten niezwykły festiwal odbył się pod hasłem „Muzyka, miłość i kwiaty” a hasło to rozlało się po całych Stanach tego pamiętnego lata 1967 roku.
Na festiwalu wystąpiło 31 grup i solistów a Janis Joplin, Jimi Hendrix i Otis Redding uzyskali po nim status supergwiazd. Potrafili oni najpełniej wyrazić swoją muzyką ducha czasów i uczynili ze swoich występów magiczny przekaz prowadzący prosto w kosmiczne przestrzenie. Innym wykonawcą, który także potrafił to uczynić był Hindus Ravi Shankar ze swoim zespołem.
Płyta grupy Eric Burdon and The Animals, „The Twain Shall Meet” została wydana w 1968 roku a otwiera ją swoisty hołd jaki Burdon złożył właśnie festiwalowi w Monterey.
Utwór „Monterey” doskonale oddaje ducha tego co stało się pewnego letniego weekendu 1967 roku. Rozpoczyna go delikatne wejście sitaru, jakby powolne rozpalanie świateł na scenie, jeszcze nie ma wykonawców ale już dźwięk nadlatuje. Po tym delikatnym wstępie następuje wybuch blues rockowy z basem przesuwającym się po liniach pełnych kwasowatości. Burdon śpiewa: „Ludzie przychodzili i słuchali/niektórzy przychodzili i bawili się/inni dawali kwiaty/w Monterey”.
A potem pokazuje narodziny nowych Bogów: ”The Byrds i Airplane latały/Och, muzyka Ravi Shankara sprawiła, że płakałem/The Who wybuchł w ogniu/muzyka Hugh Maskeli była czarna jak noc/The Grateful Dead rozpalili umysły/Jimi Hendrix, kochanie, uwierz mi, poprowadzi świat w ogniu/dziesięć tysięcy elektrycznych gitar eksplodowało/w Monterey”.
Utwór „Monterey” przechodzi gładko w „Just the Thought”, który snuje się jak niczym nie powstrzymywane strumienie świadomości. To jest głęboka podróż w krainę LSD. Rozmyte kolory w wokalu Burdona doprowadzają do nierzeczywistych obrazów teraźniejszości. „Closer to the Truth” to znowuż czarny blues z delty Mississippi, a kolejne dwa numery tylko potęgują ociekające psychodelią klimaty. „No Self Pity” to raga-rock malujący w oparach haszyszu budzący się świt i kończący pierwszą stronę albumu utwór „Orange and Red Beams”, zaśpiewany przez basistę zespołu Danny McCullocha ze świetnie zaaranżowanymi orkiestrowymi akcentami.
„Sky Pilot” otwierający drugą stronę płyty jest anty-wojenną pieśnią, pełną podróży do otwartych wrót kosmosu. Instrumentalny „We Love You Lil” jest kolejną drogą snującą się po cienkiej linii w narkotycznej podróży. Fajnie, spowalniająco zagrana solówka gitarowa Vica Briggsa wciąga rozkosznie odrętwiały twój umysł słuchaczu w klimat tego utworu.
Całość kończy hinduski hipnotyczny „All Is One”, koniec bycia na haju? Zjazd w dół?
No cóż, rzeczywistość nie jest przyjemna po tęczowej podróży.
Ten album został nagrany z nowymi The Animals, podobnie jak dwie poprzednie płyty. Urok jaki wywarło na Burdonie, Lato Miłości został udokumentowany czterema albumami. Dwa już opisałem, na kolejne dwa przyjdzie niebawem czas.