“Lady dressed in gold, she is young, she is old…”
Elektryczne piano, pełen temperamentu wokal Elin Larsson, kilkanaście sekund później sekcja rytmiczna zaczyna „pompować” konkretny, funkowy rytm. No kurde, idzie ogień. To się nazywa zacząć od wysokiego C. Porywa, od razu – te pierwsze kilkanaście, może trzydzieści sekund „ustawia” nam całą płytę. Można powiedzieć, że jest jej najlepszą reklamą. Nie ma bata, żeby nie dosłuchać do końca. Jedyny problem, czy dalej będzie tak fajnie. Śpieszę uspokoić – dalej jest równie dobrze. Co prawda najlepszy fragment to dwie połączone ze sobą ballady – „I Felt A Change” i „Gone So Long” – po prostu mistrzostwo świata, ale te dynamiczniejsze utwory też są znakomite.
Blues Pills ma już w Polsce swoich zagorzałych fanów, nie tylko pośród słuchaczy, ale też wśród dziennikarzy muzycznych i to już od pierwszej płyty. Tamta mi się akurat nie spodobała – pomysł był dobry, czyli mamy wokalistkę z bardzo dobrym głosem i będziemy grali takiego mocnego blues-rocka, wykonanie też było dobre, bo muzycy bardzo sprawni, a Elin Larsson śpiewa znakomicie, tyle tylko, że sama muzyka nie była specjalnie ciekawa – posłuchałem, przeleciało to przeze mnie jak agrest przez niemowlaka i dałem sobie spokój. Za „Lady In Gold” zabrałem się tylko i wyłącznie dlatego, żeby mieć zaliczone – jest nowa płyta już dość głośnej, rockowej kapeli, wypada poznać, chociażby z powodów profesjonalnych. No i właśnie – wrzuciłem do odtwarzacza – usłyszałem „Lady dressed in gold, she is young, she is old” i już byłem kupiony. A dalej, jak już wspomniałem, było równie dobrze. Zadziorne blues-rockowe granie, do tego chórki-wrzaskółki i dęciaki, czyli spora dawka soulu (Frumpy, Maggie Bell i Stone The Crows). Dym idzie z tego straszny, płyta aż kipi energią, a mocy spokojnie starczyłoby dla każdego metalowego albumu i jeszcze by na EPkę zostało.
„Lady in Gold” z pewności a trafi na listę moich ulubionych tegorocznych płyt, może nie pierwsze miejsce, bo tam już jest najnowszy Graham Nash i nic już go stamtąd nie ruszy, ale o miejsce na pudle będzie się ostro żarła z Scorpion Child, Ingloriousem i Spritiual Beggars. Biorąc pod uwagę moją, delikatnie mówiąc, wstrzemięźliwą ocenę debiutu, to Blues Pills sprawili mi tym razem naprawdę bardzo miłą niespodziankę.
Osiem gwiazdek z plusem. To na teraz. Bo za kilka przesłuchań może być i dziewięć.