Yann Tiersen znany jest przede wszystkim jako twórca ścieżki dźwiękowej do filmu „Amelia”. Jednakże jego twórczość wykracza daleko poza granice muzyki będącej tłem dla filmowych obrazów. Przykładem tego jest album „∞”, znany również pod nazwą „Infinity”.
Płyta zawiera 10 kompozycji, które nie tworzą jednego spójnego obrazu bądź historii. Jednakże każdy z utworów posiada pewien element, który sprawia, że całość ukazuje się jako beztroskie marzenie lub wspomnienie. W celu osiągnięcia tego efektu Yann Tiersen zaprosił do współpracy wielu muzyków i wokalistów, dzięki którym album otrzymał nieprzeciętną treść i bogactwo instrumentalne.
Płytę otwiera tytułowa kompozycja „Infinity”, która wydaje się być niepokojącym preludium do jej dalszej części. Wydaje się – bowiem w drugiej części utwór zyskuje melodię, która wyłania się niczym słońce zza chmur. Dalej znajdujemy już utwory, które, podobnie jak ten pierwszy, mają w sobie coś z mroku, ale mimo to wyczuwa się w nich nutkę radosnych marzeń. Tak jest np. z utworem „Slippery Stones”, którego początek zabiera słuchacza w niespokojne i chaotyczne dźwięki, z czasem przekształcające się w piękną i swobodną piosenkę. Kolejna kompozycja, „A Midsummer Evening”, w podobny sposób wodzi słuchacza za nos, zabierając go w coraz ciemniejsze miejsca, aby w efekcie doprowadzić go w melodyjne i radosne rejony.
Warto również zwrócić uwagę na kompozycję „Steinn”, która w języku islandzkim oraz angielskim opisuje – wydawałoby się – prozaiczną scenę zmiany miejsca położenia pewnego kamienia. Scena ta jednak pozostawia słuchacza w poczuciu niepokoju i niedopowiedzenia, jakby za tą historią kryło się coś jeszcze... Na albumie pojawia się ponadto język bretoński w utworze „Ar Maen Bihan”, który w połączeniu z kobiecym szeptem i tajemniczą muzyką ponownie wprowadza słuchacza w stan dysonansu i niepewności. Jednak dźwięki, jakie go otaczają są tak pociągające i urzekające, że przebywanie z nimi w tych mrocznych światach staje się prawdziwą przyjemnością.
Obecnie niewiele powstaje albumów, które potrafią zaciekawić swą muzyką. Coraz rzadziej stajemy się odkrywcami, coraz rzadziej możemy doświadczyć przyjemnego zdziwienia dźwiękami, które do nas docierają i które potrafią nas porwać i zachwycić. Nie sposób jednak obawiać się o nudę w muzyce Yanna Tiersena. Albumem „Infinity” potwierdza nie tylko swoją wartość w środowisku muzycznym, ale również udowadnia, że wiele jest jeszcze dźwięków do odkrycia.