ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Cream ─ Fresh Cream w serwisie ArtRock.pl

Cream — Fresh Cream

 
wydawnictwo: Reaction Records 1966
 
1. N.S.U. (Bruce) [02:43]
2. Sleepy Time Time (Bruce, Godfrey) [04:19]
3. Dreaming (Bruce) [01:58]
4. Sweet Wine (Baker, Godfrey) [03:17]
5. Spoonful (Dixon) [06:30]
6. Cat’s Squirrel (trad.arr. Baker, Bruce, Clapton) [03:03]
7. Four Until Late (Johnson, arr. Clapton) [02:17]
8. Rollin’ And Tumblin’ (Morganfield) [04:42]
9. I’m So Glad (James) [03:57]
10. Toad (Baker) [05:11]
 
Całkowity czas: 37:42
skład:
Eric Clapton – Lead Guitar, Vocals. Jack Bruce – Bass, Piano, Harmonica, Vocals. Ginger Baker – Drums, Vocals.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,4

Łącznie 16, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
29.07.2016
(Recenzent)

Cream — Fresh Cream

Trzej muszkieterowie – odcinek I.

John Symon Asher Bruce (*14.05.1943) miał okazję grać z jednym z największych nowatorów w historii rocka jako muzyk The Graham Bond ORGANisation. Przez pewien czas był nawet prawą ręką Bonda; jego karierę w tym zespole zakończył ostry konflikt z jego perkusistą. Peter Baker (*19.08.1939) miał wyjątkowo gwałtowny charakter, Bruce był niewiele spokojniejszy i w efekcie basista i perkusista z byle powodu skakali sobie do oczu albo manipulowali przy instrumentach i nagłośnieniu, by ten drugi wypadł jak najgorzej. Gdy Bruce został w końcu usunięty z ORGANisation (on i Baker zostali zaproszeni przez Marvina Gaye’a do zespołu akompaniującego na trasę po USA, ale Bruce odmówił z uwagi na zbliżający się ślub z Janet Godfrey; Baker się wściekł i panowie się w końcu pobili na scenie), po prostu nie przyjął tego do wiadomości i nie podpisał dalej przyjeżdżał na koncerty, aż w końcu Baker przystawił mu do gardła nóż i kazał się więcej nie pokazywać. Bruce (wtedy już Jack) wylądował na pewien czas u Mayalla w Bluesbreakers i w okazjonalnym kombo Powerhouse. W obu tych zespołach miał okazję poznać się z pewnym gitarzystą.

Eric Clapton (*30.03.1945) porzucił Yardbirdsów w niezbyt dobrym momencie, przysłowiowe pięć minut przed tym, jak „For Your Love” stało się sporym przebojem po obu stronach Atlantyku. W zespole Mayalla wyrobił sobie markę najlepszego bluesowego gitarzysty na Wyspach; ambitnemu gitarzyście to jednak nie wystarczało, a ściśle bluesowe brzmienie Bluesbreakers szybko zaczęło go ograniczać. Clapton coraz bardziej nosił się z pomysłem założenia własnego zespołu. Po jednym z koncertów Eric przyjął ofertę zabrania się do Londynu z jednym ze swoich zaprzysięgłych fanów w jego samochodzie, zwłaszcza że jego umiejętności jako perkusisty bardzo cenił… Gdy do tego ów fan – Peter (czy raczej Ginger) Baker – zaczął mówić o pomyśle założenia własnego zespołu (jako że Graham Bond z pomocą heroiny właśnie wszedł w wyjątkowo pokręcony, mistyczno-okultystyczny okres działalności artystycznej i współpraca z nim robiła się coraz trudniejsza), klamka zapadła. Na tego trzeciego Clapton, nieświadomy gorących relacji między Bakerem a Bruce’em, zaproponował właśnie Jacka, co ponoć omal nie skończyło się lądowaniem na przydrożnym drzewie. Tym niemniej, panowie na jakiś czas zakopali topór wojenny i aktualny basista grupy Manfreda Manna uzupełnił skład nowego zespołu – jak to jeden z panów stwierdził, skoro są śmietanką brytyjskiego blues-rocka, to nazwa może być tylko jedna – Śmietanka. Cream.

Oficjalnie panowie zadebiutowali na scenie w Windsorze 1 sierpnia 1966, podczas festiwalu bluesowo-jazzowego. Oficjalnie, bo tak naprawdę Baker, Bruce i Clapton jako Cream wyszli na scenę po raz pierwszy w klubie Twisted Wheel w Manchesterze 29 lipca 1966. Choć na scenie grywali wtedy głównie bluesowe standardy, spotkali się z bardzo gorącym przyjęciem. Zresztą standardy stopniowo ustępowały miejsca autorskim kompozycjom, do tego panowie z czasem coraz lepiej zgrywali się ze sobą, co owocowało długimi, swobodnymi improwizacjami.

Już w lipcu 1966 panowie zaczęli pracę w studio. Z rejestrowanych w przerwach między koncertami nagrań zestawiono debiutancki album, który trafił na rynek brytyjski już 9 grudnia. Zestawiono co nieco dyskusyjnie – o ile taki „The Coffee Song” faktycznie niczym wyjątkowym się nie wyróżniał i jego zesłanie na wydany jedynie w Szwecji singel z „Wrapping Paper” (zresztą pierwotnie panowie nie chcieli w ogóle wydawać „The Coffee Song”, ale firma zadecydowała) jak najbardziej można zrozumieć, tak pominięcie jazzującego „Wrapping Paper”, eksponującego tą bardziej melodyjną, nastrojową stronę Cream i ciekawie nawiązującego do muzyki kabaretowej okresu międzywojennego, mogło już nieco dziwić (choć z drugiej strony, ani Clapton, ani zwłaszcza Baker nie znosili tego utworu). Jeszcze bardziej zaskakiwało pominięcie jednego z najlepszych i najbardziej popularnych (w UK) singli Cream, psychodelicznego „I Feel Free”. Amerykanie w swojej edycji dostali co prawda „I Feel Free”, ale na zasadzie machniom – w zamian wytwórnia usunęła „Spoonful”, przywrócone dopiero w kolejnych amerykańskich wydaniach.

„Fresh Cream” rzuca do dziś długi cień – bo pierwsza rockowa supergrupa, bo pierwsze power trio, bo to z tej płyty będą garściami czerpać już niedługo muzycy hardrockowi, psychodeliczni i metalowi. Z jednej strony jest w tym nieco przesady (w określeniu płyty mianem wielkiego rockowego monumentu na pewno – zwłaszcza że panowie już wkrótce nagrają lepsze płyty), z drugiej – na pewno jest to ważna płyta. Z jednej strony jest mocno osadzona w bluesie, ale nie jest to taki ortodoksyjny, konserwatywny blues-rock, jaki był wtedy popularny – sekcja rytmiczna Baker-Bruce chętnie nadaje całości luźny, jazzowy feeling, co słychać zwłaszcza w centralnym fragmencie płyty, odjazdowo rozimprowizowanym „Spoonful” Williego Dixona. Choć w tym numerze błyszczy też Clapton – jego zakręcone, sfuzzowane, rozimprowizowane partie były niewątpliwie punktem wyjścia dla odlotowców spod znaku psychodelicznego rocka. Właśnie – to jest trio w pełnym tego słowa znaczeniu, nie tak jak wcześniej w rocku bywało, gdzie sekcja rytmiczna z reguły trzymała rytm, tutaj basista i perkusista szaleją na równi z gitarzystą, co słychać choćby w czadowej przeróbce „Cat’s Squirrel”. Zresztą w utworze finałowym – przeróbce własnej kompozycji „Camels And Elephants” – główną rolę odgrywa kompozytor: Ginger Baker posłużył się napisaną przez siebie wcześniej i trochę przerobioną melodią, traktując ją jako punkt wyjścia i kodę dla rozbudowanej solówki perkusyjnej, bodaj pierwszej w historii rocka utrwalonej na płycie studyjnej.

Baker podpisał jeszcze jeden utwór – „Sweet Wine”, ciekawy i zakręcony (zwrotka jest zadziorna, a refren ciepły i melodyjny), za resztę autorskich utworów odpowiadał Bruce. I zaprezentował się jako wyjątkowo wszechstronny kompozytor – z jednej strony rockowe, zadziorne „N.S.U.”, z drugiej ciężkie, powolne, blues-rockowe „Sleepy Time Time”, na którym z pewnością wychował się niejeden hardrockowy zespół z przełomu lat 60. i 70., z kolejnej „Dreaming” – łagodny, delikatny, psychodelizujący walczyk… Zresztą takie stylistyczne rozbujanie będzie już znakiem rozpoznawczym studyjnych płyt Cream. Jedynie Clapton niezbyt uaktywnił się jeszcze jako kompozytor: zaproponował jedynie melodyjne, lekko oscylujące w stronę popu odczytanie „Four Until Late” Roberta Johnsona, trochę jakby zapowiadające już solowe albumy Erica z lat 70. Jedynie w tym utworze także stanął przed mikrofonem; wszystkie pozostałe utwory zaśpiewał Jack Bruce.

„Fresh Cream” przyniósł sporo utworów, które już na stałe zapiszą się w koncertowym repertuarze Bruce’a i spółki („N.S.U.”, „Sleepy Time Time”, „Spoonful” i kolejna energiczna blues-rockowa adaptacja, „I’m So Glad” Skipa Jamesa). Został też ciepło przyjęty przez publiczność (6. miejsce na Wyspach i 39. po drugiej stronie Kałuży). Szybko znalazł też swoje miejsce w historii rocka, a z perspektywy prawie pół wieku ciągle jawi się jako bardzo udany, efektowny debiut trójki muzyków, która łamała kanony i ograniczenia jak nikt wcześniej i niewielu później. Osiem gwiazdek, bo panowie już wkrótce nagrali parę jeszcze ciekawszych i jeszcze lepszych płyt.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.