No i mamy nową, studyjną płytę Curved Air. Pierwszą od prawie czterdziestu lat!
Obecny skład niezbyt przypomina tej najsłynniejszy, bo z tamtego ostali się tylko Sonja Kristina i Florian Pilkington-Miksa (trochę dziwnie się ten pan nazywa? Bo tato Polak, kapitan pilot, który został po wojnie w Wielkiej Brytanii). W 2008 roku, kiedy zespół po raz kolejny się reaktywował, był jeszcze Daryl Way, ale on odszedł rok później. Jednak to ten skład porwał się na nagranie kolejnej płyty pod tą nazwą. Widocznie po sześciu latach koncertowania „przy okazji” udało im się skompletować trochę nowego materiału, który wydawał się być na tyle dobry, że można było zaryzykować opublikowanie go.
Co prawda na czternaście utworów tylko połowa premierowych, reszta to covery i recykling, ale te siedem nowych trwa około czterdziestu minut, czyli spokojnie normę czasową regularnego longplaya wyrabia. To, jeżeli wyrabia, to po kiego grzyba było pakować jeszcze te dodatkowe siedem znanych utworów? Jak się temu bliżej przysłuchać to jednak ma to sens, chociaż nie wszystko. Odpuściłbym sobie „Puppets”, „Situations” i „Young Mother” bo poprawianie dobrego zwykle niespecjalnie wychodzi, a jeśli będę tego chciał posłuchać, to raczej sięgnę po wykonania z dawnych płyt. Co do coverów – tu sprawa ma się inaczej i wiele lepiej – „Spirit In A Material World” w wykonaniu The Police nigdy mi się specjalnie nie podobało, a ta wersja – jak najbardziej. Miejscowe „Across The Universe” może nic nowego nie wnosi, ale jest urocze. Co do „Chasing Cars” nie będę się wypowiadał, bo oryginału nie znam, ale Curved Air zrobiło to bardzo fajnie.
Znacznie lepiej za to ma się sprawa z materiałem premierowym. „Stay Human” i „Magnetism” – tak na dobry początek i od razu. Pierwszy – ciężki, dynamiczny, mocno rockowy, aż dziwne, że to Curved Air, ale po kilkunastu sekundach słyszymy dźwięki tak charakterystyczne dla tego zespołu, że nie można się pomylić. A utwór znakomity. Myślę, że mógłby spokojnie się znaleźć na debiucie, „Fantasmagorii”, czy „Drugiej Płycie”. A w „Magnetism” ślicznie skrzypki grają, do tego cały utwór kończy porywająca solówka gitarowa. Zresztą pięknie grających skrzypiec i świetnych partii gitarowych jest tu dużo więcej. I co ciekawe jest tu sporo wycieczek w stronę jazzu, na przykład „Time Games”, czy „Spider”, a tego z wcześniejszych płyt specjalnie nie pamiętam. Nawet singla by z tego wykroił – „Interplay” by się na to spokojnie nadawał – bardzo ładna, taka niby zwykła piosenka.
Niewątpliwie materiał premierowy jest bardzo udany, nieco odstaje jedynie „Old Town News”, ale niewiele. Spokojnie na osiem artrockowych gwiazdek. Można byłoby się zastanawiać, czy mając wystarczająco dużo premierowego materiału, był sens dokładać „cudzesy” i bawić się recykling swojej twórczości. Przeróbki starszych utworów może nie są rewelacyjne, ale co najmniej przyzwoite. Wybór coverów – zdecydowanie nieortodoksyjny, ale w ostatecznym rozrachunku trafny. Zdecydowanie bardzo udana płyta, nawet na tle tych najlepszych z początku lat siedemdziesiątych wypada całkiem okazale. Zastanawiałem się, czy by im nieco nie obniżyć oceny za te przeróbki swoich starych numerów, ale odpuściłem. Zostaje te osiem gwiazdek.