No i proszę jak rozwija się współpraca duetu Russell Allen – Jorn Lande. Już czwartym albumem obdarzyli panowie swoich fanów, choć tym razem kazali na ten krążek czekać aż cztery lata. Przypomnę, że projekt ten powstał 9 lat temu we włoskiej stajni Frontiers Records a jego głównym mózgiem stał się instrumentalista, autor kompozycji i producent Magnus Karlsson. Nie on jednak firmował swoim nazwiskiem kolejne wydawnictwa, tylko cenione w świecie metalu głosy – znany z Symphony X Allen i wszędobylski Lande. I nie czarujmy, one były i są, największym wabikiem oraz siłą kolejnych płyt.
Biorąc pod uwagę powyższe fakty trzeba powiedzieć, że The Great Divide przynosi dość istotną zmianę. Nie ma już bowiem odpowiedzialnego dotychczas za wszystkie kompozycje Karlssona. Jego rolę przejął były gitarzysta Stratovarius, Fin Timo Tolkki a skład uzupełnia jego rodak, znany z grup Sentiment i Ring Of Fire, perkusista Jami Huovinen.
Jak wpłynęło to na muzyczną ofertę duetu? Nieznacznie. Po raz kolejny otrzymujemy solidną dawkę melodyjnego metalu. Patrząc wstecz, choćby na debiutancki The Battle, chyba więcej było w tym wszystkim melodyjnego hard rocka, teraz raczej jest to hard’n’heavy z domieszką nawet powermetalowych zapędów i ze sporym wykorzystaniem instrumentów klawiszowych. W każdym razie w dalszym ciągu bliższe to ciału Jorna Lande, który w takim graniu czuje się, jak ryba w wodzie, niż Russela Allena. Bo progresywnego metalu tu nie usłyszymy.
Cóż, płyta trzyma poziom. Z dziesięciu, w większości 4 - 5 minutowych, numerów, przy sześciu postawiłem sobie plusik pod hasłem „naprawdę fajne”. Prawdziwymi killerami są Come Dream With Me i Lady Of Winter. Nieprzypadkowo obydwa wykorzystane zostały do promocji albumu. Mają świetne refreny i takowe partie wokalne. Który z wokalistów prezentuje się lepiej? Pytanie nie na miejscu. Obaj mają swój styl i kawał gardła, choć mnie bliżej do Jornowskiej barwy. Wróćmy jeszcze do dobrych momentów. A są wśród nich szybkie, pędzące do przodu Down From The Mountain i In The Hands Of Time. Do tego ten pierwszy okraszony jest ciętym gitarowym riffem. Równie intensywny i energetyczny jest Reaching For The Stars, choć akurat w nim więcej do powiedzenia mają klawisze, które go delikatnie wygładzają. Bardziej masywnie, ciężkawo i dostojnie robi się z kolei w najdłuższym w zestawie The Great Divide, w którym Jorn przypomina sobie czasy, gdy śpiewał magiczne Crying na krążku Beyond Twilight. Całośc kończy przyzwoita ballada Bittersweet, która w edycji japońskiej, jako bonus, doczekała się wersji bez perkusji. Fanom projektu zdecydowanie polecam.