La Terra Rossa bydgoskiego zespołu Question Mark to następca wypuszczonej w 2010 roku płyty Laboratory. Zarejestrowany w głównej mierze w studio życzliwego grupie Polskiego Radia Pomorza i Kujaw w Bydgoszczy materiał wydany został przez QM własnym sumptem na płycie kompaktowej oraz w limitowanej, skrytej w drewnianym pudełku wersji CD+DVD[1]. Muzyka przeznaczona na album, którego oficjalna premiera odbyła się dnia 5 stycznia 2013 roku, powstawała pomiędzy lutym a listopadem 2012 przy udziale stałych członków formacji, zatem Bogusława Raatza (gitara, sitar, shruti box/surpeti), Jacka Dołęgi (bas) i Marka Matuszewskiego (perkusja), których w nagraniach wsparli, nie licząc odpowiedzialnego za miksowanie i mastering Mirosława Worobieja: zamieszkały w Bydgoszczy Amerykanin Timothy Sanford (flety), Rosjanin Misza Ogorodow (klawisze, efekty specjalne) i awangardowy artysta Jarosław Pijarowski (głos), nade wszystko zaś już uprzednio współpracujący z trio Robert Bielak (skrzypce elektryczne). Wśród wymienionych zapewne nie zabrakłoby jakże dobrze grającego na Laboratory trębacza Andrzeja Przybielskiego, z którym grupa bardzo chciała kontynuować współpracę, gdyby nie jego niespodziewana śmierć w 2011 roku.
Album składa się z 14 starannie ułożonych i tworzących zwartą całość cząstek, zarejestrowanych, jak wspomniałem, w PiK-u, jak również w studiach domowych Ogorodowa oraz Bielaka, który obok instrumentalistów Question Mark był głównym twórcą repertuaru płyty. Taki a nie inny szyk utworów na krążku ma istotne znaczenie, ponieważ, jak zapisano w rozłożystej, gęsto pokrytej kolorowymi zdjęciami wkładce, „La Terra Rossa to wieloczęściowy live act muzyczny. Zamysłem zespołu było, aby La Terra Rossa słuchana była w całości i w oryginalnym układzie poszczególnych części”. Do dwóch utworów, Balancing i tytułowego, nakręcono wideoklipy - pierwszy stonowany i elegancki, utrzymany w konwencji starego kina niemego, drugi, dynamiczniejszy i ukazujący twórczy szał wykraczającego swą sztuką poza konwencjonalne ramy artysty-profanatora, dla kontrastu feeryczny i brudny. W ich powstaniu grupę wspomógł m.in. bydgoski artysta i performer Łukasz Wodyński, który przygotował również zdominowaną z zewnątrz przez czerń i czerwień oprawę graficzną wydawnictwa. Właśnie w spotkaniu z Wodyńskim i wynikającym z tego współdziałaniu twórców sztuk dźwiękowych i wizualnych tkwi geneza koncepcji obu teledysków, stąd dla przykładu „live act La Terra Rossa autorstwa Łukasza Wodyńskiego był inspiracją do stworzenia filmowej ilustracji do utworu tytułowego La Terra Rossa. Efektem live actu stał się obraz namalowany na dwóch płótnach o łącznych wymiarach 4,6 m x 4,2 m. Podczas procesu twórczego artysta pokrywał modeli kolejnymi warstwami błota (terra) oraz czerwonej (rossa) farby. Następnie odcisnął ich kształty na płótnach”. Lecz nie miejsce tu i czas, by bliżej zajmować się towarzyszącymi powstaniu La Terra Rossa wizualiami, tedy przejdę do krótkiego opisu zawartości muzycznej płyty.
Długie, blisko 5-minutowe intro to urozmaicone wykorzystaniem delayu spokojne, melancholijne i zagadkowe pobrzękiwanie gitary elektrycznej, do której po pierwszej minucie przyłączają się żałośliwie kwilące skrzypce. Nie napawająca optymizmem, minorowa i niepokojąca aura nie zanika w drugiej na płycie, a wykonanej solo na skrzypcach przez Bielaka Impression Part 1, czy, jak kto woli, tytuły kolejnych utworów podano bowiem w trzech językach, angielskim, polskim i włoskim – Impresjonacie cz. 1 bądź Impressione parte 1. Do odmiany ciężkiego, wręcz przyprawiającego o ból istnienia nastroju dochodzi w tytułowej „Czerwonej Ziemi”, La Terra Rossa, trwającej blisko 7 minut kompozycji o typowym dla twórczości Question Mark dość swobodnym, improwizowanym charakterze. Utwór ten, rozpoczęty od uderzeń perkusji, podzielony jest na dwie części. Usłyszeć można w nim Raatza ze swadą dosalającego na wiośle, Dołęgę i Matuszewskiego sprawnie uwijających się na swoich instrumentach, czyli, odpowiednio, basie i garach, oraz z początku raczej mechanicznie i bez większego polotu rzucającego pianowe plamy Ogorodowa, którego szybsze, nabierające nieco alarmującego charakteru uderzenia w klawisze zwiastują przejście od niespiesznej pierwszej do prędszej i bardziej zakręconej drugiej partii utworu. Trochę jak zły duch powraca następnie na niespełna 2 minuty Bielak ze swoją skrzypcową impresją. Odprężenie przynosi piąty na krążku Kindliness, fajnie urozmaicony grą gitary Raatza i przywołujących reminiscencje fusion lat 70. klawiszy Ogorodowa. Właściwa część kawałka kończy się po 4 minutach, kiedy to następuje coda i na scenie pozostaje już sama korzystająca z efektu pogłosu gitara, do której za sprawą Sanforda dołącza metempsychiczny śpiew indyjskiego fletu bansuri. Uroczysty i podniosły, zrazu po trosze Vangelisowy The 17th of September autorstwa Ogorodowa brzmi jak jakiś tylko na pozór nie mający głosu ocean wiecznej ciszy, nad którym unoszą się niesione wiatrem wspomnienia[2]. Całkiem gładko łączy się z 17. września siódmy na płycie, przez wzgląd na zrealizowany doń wideoklip już wyżej wspomniany Balancing-Balansując-Equilibrio. Po 80-sekundowym, łagodnym, dzięki użytemu echu retrospektywnym wstępie, kawałek powoli zaczyna płynąć, atmosfera z wolna zagęszcza się, a napięcie narasta. Na czoło z każdą chwilą coraz silniej wysuwa się gitara, na której Raatz wygrywa bardzo przyzwoite solo, ustępując potem Ogorodowowi, którego gra na klawiszach może kojarzyć się z wietrzną atmosferą Shine on You Crazy Diamond Pink Floyd. Trzecia, najkrótsza impresja Bielaka już nie jest tak złowieszcza, mszalna i poważna jak dwie poprzednie. Nie brak jej ujmującego powabu i melancholijnej lekkości charakterystycznych dla muzyki Michaela Nymana napisanej do filmu Fortepian w reżyserii Jane Campion. Miniaturka okazuje się być przygrywką dla najdłuższego na płycie, 10-minutowego Control, odjazdowego i krzykliwego, rozpoczętego przez sekcję rytmiczną. Do głosu szybko dochodzi gitarzysta, który jak zwykle wygrzewa śmiałe solówki. Te „zakłócane” są przez skrzypka, który, nie chcąc ustąpić miejsca wioślarzowi, zaczyna prowadzić równie odważne i udane solo w swoim głosie, który donośnością zaczyna chwilami dominować nad brzmieniem gitary, a po 6. minucie sięga nawet po pewien znany temat muzyczny, udanie wplatając go do swoich popisów. Potem m.in. pojawia się jeszcze wśród powarkiwań gitary i chochlikowatych skrzypcowych dźwięków przetworzony, trochę demoniczny głos Pijarowskiego. Po dosyć efektownym zwieńczeniu Kontroli na scenie pozostaje po raz czwarty i ostatni osamotniony Bielak, który powraca swą Impresjonatą do przyciężkawego nastroju dwóch pierwszych jej odsłon, tym razem nieco rozrzedzając przytłaczającą arco-atmosferę diablikowatymi wtrętami dobytymi z instrumentu techniką pizzicato. „W jedności siła”, zdaje się przekonywać jedenasty na płycie, nerwowy i dynamiczny Unity, wykonany samotrzeć przez muzyków Question Mark. Jest to kawałek znamienny dla dotychczasowych dokonań tria, zdominowany przez długie solo Raatza, któremu akompaniują usunięci w cień, choć jak zawsze dobrze słyszalni Dołęga i Matuszewski. Końcówka Unity mocno przypomina zwieńczenie Control. Zdecydowanie ciekawiej i egzotyczniej od poprzednika wypada hinduski z ducha Mystic, swego rodzaju mini-raga, gdzie Raatz sięgnął po sitar i shruti box, zaś Sanford po flety. Dobrze łączy się z Mistykiem przedostatni Cry-Płacz-Pianto, który rozpoczyna się od kwileń gitary. Stopniowo numer przyspiesza, a Raatz z czuciem dobywa ze swojego sztandarowego instrumentu udaną solówkę. Żwawy i lekki Finale, w którym sekcja rytmiczna fajnie napędza pozostałe instrumenty, pod pewnymi względami przypomina pierwsze longplaye Ash Ra Tempel i pozostawia słuchacza z pozytywnym wrażeniem.
Reasumując, La Terra Rossa to płyta dobra, w dotychczasowym dorobku Question Mark bodaj najlepsza, inspirowana różnymi gatunkami muzycznymi, które z powodzeniem łączy. Wpływy jazzu, rocka, progresji, fusion, muzyki ludowej, klasycznej, indyjskiej, teatralnej czy filmowej są tu dobrze słyszalne. Pomimo tych różnorakich wpływów, jak też wykorzystania dość zróżnicowanego instrumentarium, album zachowuje wewnętrzną spójność, także, ale bynajmniej nie jedynie dzięki impresjom skrzypcowym Bielaka, co zresztą w pełni uzasadnia apel skierowany do słuchaczy przez twórców, w którym, jak już wiadomo, mowa o tym, „aby La Terra Rossa słuchana była w całości i w oryginalnym układzie poszczególnych części”. Te ostatnie całkiem zgrabnie przechodzą jedna w drugą, przy tym bywają mniej (np. przydługie Intro i Unity) lub bardziej (Kindliness, Mystic i in.) udane i intrygujące. Muzyka, podobnie jak na Laboratory w znacznej mierze zachowując charakter jam session, „żywego” grania, do pewnego stopnia ma oblicze ścieżki dźwiękowej, czy to do filmu, czy też do przedstawienia teatralnego, a jej dużym atutem jest umiejętne wyzyskanie rozmaitych efektów dźwiękowych, w tym pogłosu, dzięki czemu utwory zyskały na przestrzenności i oddechu.
La Terra Rossa to dobry prognostyk dla kariery Question Mark i zachęta do zapoznania się z kolejnym albumem grupy, który ma ukazać się niebawem, a któremu na imię, jak już wiadomo, Exzystencje.
[1] Na DVD znalazł się reportaż pt. Terra Rossa – My Music for Peace ze wspólnego koncertu QM z Józefem Skrzekiem i Stevenem Kindlerem, który odbył się 12 lutego 2012 roku w Studio Radia PiK w Bydgoszczy (wśród współorganizatorów znalazła się Fundacja Boryna i RG Media), oraz wideoklipy nakręcone do utworów La Terra Rossa i Balancing.
[2] Kto wie, tytuł 17. września może nawiązuje do bolesnego dla Polaków wydarzenia z 1939 roku, co jest tym bardziej prawdopodobne, iż jego autorem i jedynym wykonawcą jest Ogorodow, wszak Rosjanin.