"Rumours" jest albumem Fleetwood Mac nagranym w tym samym składzie, co poprzednia płyta, czyli Fleetwood Mac (1975). Dwa lata wcześniej do grupy dołączył duet muzyków - wokalistka Steve Nicks oraz gitarzysta Lindsey Buckingham. Założyciel zespołu, Mick Fleetwood, po usłyszeniu płyty "Buckingham Nicks" autorstwa tegoż duetu zamierzał przyjąć w swoje szeregi jedynie Buckinghama (potrzebował wyłącznie gitarzysty), jednak ten postawił warunek - dołączy do zespołu tylko wtedy, kiedy razem z nim dołączy również Nicks. Od tego czasu muzyka grupy wyraźnie zmierzała w stronę soft rocka.
Album osiągnął ogromny sukces - przez trzydzieści lat sprzedano ponad 30 milionów kopii na całym świecie. Zawiera on pełno delikatnych, wyciszonych, ale jednocześnie przebojowych hitów. Jednym z nich jest "Dreams", w którym najbardziej podoba mi się urzekający i melodyjny sposób śpiewania wokalistki. Ciekawe również są występujące w nim, urozmaicające całość chórki. "Never Going Back Again" to kawałek w stylu country i nie do końca pasuje na tym krążku. Także kompozycyjnie utwór nie robi zaskakującego wrażenia. O wiele lepiej wypada "Don't Stop", który co prawda jest w klimacie bardzo typowego rock 'n' rolla, ale przyjemnie się go słucha. Rodzynkiem na "Rumours" jest kompozycja "Go Your Own Way", która stała się wielkim hitem zespołu, puszczanym w radiu do dnia dzisiejszego. Utwór charakteryzuje bardzo prosta konstrukcja, w której mieści się wszystko, co najważniejsze. Chwytliwa zagrywka, poruszająca linia wokalna (zwłaszcza w refrenie) oraz intrygujące solo gitarowe. To wszystko wzbudza niezwykłe emocje u słuchacza i porywa od pierwszych dźwięków. Wszystko dzieje się bardzo szybko i pozostaje żal, że utwór prędko dobiega końca. W "The Chain" zwróciłem uwagę na fantastyczną zagrywkę basową w drugiej części kawałka. Od tego momentu nabiera on większej dynamiki. Do basu dołączają pozostałe instrumenty, w tym gitara, na której Buckingham gra rewelacyjną solówkę. Kolejnym wesołym numerem w klimacie country jest "I Don't Want to Know" i również nie pasuje mi on na płycie, gdzie dominuje smutek i refleksyjność. Przepiękną balladą jest "Oh Daddy", zawierająca mnóstwo ekspresji. Sugestywne odgłosy fletu, melancholijny śpiew, delikatne brzmienie gitary - wszystko to wywołuje niesamowite uczucia. Zdecydowana perełka na płycie.
"Rumours" jest albumem pełnym smutku i poruszenia. Pełno tu mistrzowsko zaaranżowanych utworów o niesamowitym klimacie. Miłośnicy rockowych czadów nie znajdą tu nic dla siebie, jednak warto sięgnąć po tę płytę ze względu na zawarte na niej doskonałe pomysły.