Artrockowy oddział Polskiego Związku Kynologicznego zaprasza na kolejny odcinek cyklu o pudlach, czyli
Poważna muzyka w niepoważnym opakowaniu
- No i co, Tośka, nagrabiliśmy sobie. Agnieszka ma do nas pretensję, że się nabijamy z jej ulubionego Davida Sylviana. Nie lubi, kiedy ktoś sobie z niego śmichy-chichy robi.
- Nagrabiliśmy. Ale chyba ty bardziej.
- Dlaczego?
- Bo ja zrobię dwie słodkie minki, zamerdam ogonkiem, pokażę brzuch, czyli pełny zestaw „jaki jestem rozkoszny piesek” i zaraz mojej pani przejdzie. A w twoim przypadku takie działania raczej skutku nie odniosą. Nie masz tyle uroku osobistego – popatrzyła się na mnie z nieskrywaną wyższością.
- Dlatego wydamy oświadczenie. Oficjalne oświadczenie.
- Że co?
- Że oświadczenie. Że publicznie wyrażamy głębokie ubolewanie i już nigdy, ale to nigdy nie będziemy zaczepiać Davida Sylviana, który jest poważnym artystą. Może i nie bardzo mamy ochotę słuchać jego muzyki, ale go szanujemy, a co więcej – lubimy Japan.
- Ja nie lubię…
- Cicho, kundlu. Lubisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Puszczę ci „Quiet Life”. Wiesz jacy oni tam są odpacykowani? Nawet niektórzy pudle wymiękają.
- Zainteresowałeś mnie. Ale powiedzmy, że Japan to zajmę się w przyszłości. Teraz dawaj coś branżowego.
- Dobra. Co prawda to nie jest całkiem typowy pudel, ale…
- Stop. Prrrr! Poczekaj! – szczeknęła Toska, przerywając mi wpół słowa – Zróbmy krótki remanent tego co już opisaliśmy: Motley Crue – typowy pudel, nietypowa płyta, Legs Diamond i Angel – prapudle, Giuffria – na oko pudel, a na ucho bardziej klasyczny amerykański hard-rock, WASP – horror-pudel. Napisaliśmy już dobrych kilka recenzji, a jak na razie nie ma wśród nich ani jednej typowej płyty typowych pudli. Nie uważasz, że WRESZCIE należałoby się zająć właśnie czymś takim?
- Hm… - zastanowiłem się przez chwilę – A wiesz, że masz rację? To w takim razie zajmiemy się drugą płytą Ratt – „Invasion Of Your Privacy”.
- A dlaczego nie pierwszą? Weszła w listy przebojów jak masło, momentalnie zapewniając Szczurom status gwiazd. Poza tym obie płyty są stosunkowo podobne i na podobnym poziomie.
- Tak, ale dwójkę otwiera jedne z moich ulubionych numerów pudlowatych, czyli „You’re in Love”. Do tego na okładce jest Marianne Gravatte, Playmate of the Year 1983 Playboya. A w ogóle moim zdaniem jest lepsza niż debiut.
- Ale na okładce debiutu jest Tawny Kitaen.
- Maryśka ładniejsza. Poza tym okładka do dwójki też dużo lepsza.
- Taaak… patrzę sobie na tą panią, tych panów i się zastanawiam, kto musiał dłużej siedzieć u fryzjera i kosmetyczki. Poza tym te olbrzymie kolczyki w uszach Stevena Percy’ego powalają mnie.
- Zgadza się, w kategorii pudel-metalowego kiczu byli o krok od absolutu. Wyglądają tak koszmarnie, że oczy bolą.
- Zapominasz o Poison z debiutu.
- Okej, niech ci będzie. Dwa kroki od absolutu.
Ratt prezentował się stylowo i równie stylowo grał. A żeby też i stylowo brzmiał, o to zadbał Beau Hill, specjalista od nagrywania takiej muzyki. Pudel metal, jako muzyka dla szerokich mas, nie mógł być specjalnie ciężki i ostry, dlatego w studiu trzeba było to ładnie zeszlifować i wypolerować. Ale nie można było przesadzić, bo metal to jednak metal, kopa to musi mieć. Ale wygląd i brzmienie to było trochę za mało, żeby odnieść sukces. Jeszcze potrzeba było odpowiedniej muzyki. Trzeba było mieć przeboje, rockowe przeboje – miałeś, sprzedałeś , nie miałeś – nie sprzedałeś. A pisanie rockowych numerów pod listy przebojów to naprawdę bardzo ciężki kawałek chleba – riff, melodia, szlagwort, do tego ramy gatunku dość sztywne i niespecjalnie pozwalające na eksperymenty, a co najważniejsze – ma się to wyróżniać spośród innych numerów granych w radiu i najlepiej, żeby słuchaczowi od razu wpadło to w ucho i nie chciało wypaść. Na „Invasion…” za coś takiego robi „You’re in Love”, przynajmniej dla mnie jest to taki niewyjęty hit, od razu do zapamiętania. Chociaż dla innych było to raczej „Lay It Down”. Chociaż z tych dziesięciu numerów na single nadawałoby się jeszcze ze trzy – chociażby "You Should Know by Now", albo "Dangerous but Worth the Risk". Cała płyta jest równa skoczna i dynamiczna. Nie ma ballad – no i dobrze, bo jeżeli mieli coś na siłę komponować „pod zapalniczki”, to lepiej sobie od razu odpuścić. Od początku, do końca rockowo, z przytupem i nawet wykopem, którego nie była w stanie „zagłaskać” produkcja. Dobra muzyka, nawet można przy niej zapomnieć jak „ślicznie wyglądali”.
- Tośka, a zauważyłaś, że w tym pudlu jest spora reprezentacja zwierzątek? White Lion, Ratt, WASP.
- No. A potem jeszcze doskoczyły z Europy Def Leppard i Whitesnake. Ale nie przykładałabym do tego szczególnej wagi. Od nazwisk masz też sporo grup – Bon Jovi, Giuffria, Tesla.
– O Tesla! Mam do nich spory sentyment, a za „Five Men Accoustical Jam” duży szacunek. I w tym roku nagrali nową płytę, dobrą płytę i to będzie do opisania następnym razem.