Prog z kapustą – Zweite Ausgabe (znaczy się Edycja Druga).
Przy okazji dokształt koncertowy. Semestr trzeci – wykład trzeci.
Ile to jest jedna trzecia zera? Też zero. Mówiłem koledze Horysznemu, że w ramach opłat licencyjnych za każdą reckę Proga z Kapustą browar, do tego jedna pizza raz na dwa tygodnie w lokalu, który sobie wybiorę. A ten zaczął szykować jakieś formalne umowy przez notariusza, narobił kosztów, Naczelny się wściekł, bo go księgowa opieprzyła (prywatnie jego ślubna żona – czyli jeszcze gorzej), wyżył się na nas, obciął i tak marne dotacje. Tak, że cykl leci za friko, bo Horyszny jest frajer i legalista. Za długo szwendał się po tym Zjednoczonym Królestwie, nabrał złych nawyków. Zapomniał, że Polska to jednak Polska. Tłumaczyłem mu jak jakiemu, za przeproszeniem niedorozwojowi, że dla uczciwych ludzi wystarczy umowa ustna, a umowy pisane są dla oszustów, że to taka wymiana barterowa – towar za licencję – okej, spoko i uścisk ręki prezesa. Po kiego grzyba mieszać w to innych? No ale chciał formalnie, to ma. Do tego miał jeszcze awanturę, podpaduchę u Naczelnego i to nie wiadomo jak długo, bo pani Naczelna jest pamiętliwa, czyli dopóki Naczelny nie wróci do jej łask, to kolega Horyszny lepiej, żeby szefowi w linię strzału nie wchodził. Kasy też nie pooglądamy, bo poszła na opłaty formalne. Żeby Polak za granicą tak zatracił swoje narodowe cechy? Straszne.
Ale wróćmy do przysłowiowego merituma.
Od kapusty jest tym razem kolega Horyszny, ja się zajmę progiem.
Novalis to jeden z najbardziej znanych i najbardziej popularnych niemieckich zespołów prog-rockowych lat siedemdziesiątych. Był też jednym z typowych niemieckich zespołów progresywnych. Eloy, Novalis, Triumvirat, a także Grobschnitt, Jane i wiele innych, mniej znanych, to wszystko właściwie były kapele „po jednych pieniądzach”. Germański prog(*) miał swoje charakterystyczne cechy, mianowicie niechęć do eksperymentów, przywiązanie do tradycyjnych form muzycznych, czyli piosenek i „szeroko” grających klawiszowców, o klasycznym zacięciu. Suity, takie na stronę winyla, zdarzały się niespecjalnie często, przeważały utwory dużo krótsze, o bardziej zwartej konstrukcji, ale efektownie i bogato zaaranżowane. Przez to niemiecki progressive był może nieco konserwatywny i niezbyt daleko rockowego mainstreamu. Miało to jednak swoje dobre strony – mianowicie komunikatywność, przyswajalność dla stosunkowo szerokiego kręgu słuchaczy, od takich nieco bardziej osłuchanych w górę. Co też całkiem nieźle wpływało również i na popularność. Ale też nie mozna odmówić tym produkcjom walorów artystycznych, to były rzeczy bardzo wartościowe, nierzadko z najwyższej progowej półki.
„Konzerte” wydano co prawda w 1979, ale nagrań dokonano dwa lata wcześniej, między styczniem, a kwietniem 1977 roku. Dlatego siłą rzeczy wszystkie utwory pochodziły z dwóch płyt – „Novalis” i „Sommerabend”, czyli drugiej i trzeciej. Dlaczego nie z pierwszej? Nie powiem, bo to będzie tematem naszej zagadki. Mamy tu prawie całe „Novalis” (bez jednego utworu) – „Dronsz” jest skrócone, ale „Impressionen” dłuższe o ponad minutę (świetne wykonanie, piękne partie Joba i Rahna), a “Es färbt sich die Wiese grün” o prawie minutę. Właściwie można byłoby zastanowić, dlaczego „Impressionen” jest w środku koncertu, a nie na końcu, bo byłby to zaiste potężny finał. Ale „Konzerte” przygotowano w nieco hitchcockowskim stylu. Zaczyna się od finałowego fragmentu „Bolera”, a potem napięcie stale rośnie. Wydaje się, że właśnie „Impressionen” jest pewną kulminacją, ale potem zespół pogonił „Wer Schmetterlinge lachen hört” w takim tempie, z takim wigorem, omalże hard-rockowo. A i tak całą pulę zbiera tytułowa suita z trzeciej płyty, czyli „Sommerabend”.
To jest taki klasyczny, prog-rockowy koncert z lat siedemdziesiątych – odpowiednio dobrany materiał, odpowiednio dobrane wykonania – żeby muzycy w formie i zagrane bez wpadek. A jak muzycy byli w formie i mieli „do obróbki” odpowiedni materiał, to na scenie potrafiły dziać się rzeczy wielkie. I bez żadnego zawahania powiem, że „Konzerte” to album wielki. Bo patent na doskonałe płyty koncertowe mieli nie tylko wykonawcy amerykańscy, czy brytyjscy. O tym trzeba pamiętać i warto czasem poszukać czegoś poza angielskim obszarem językowym.
Pytania dwa i takie średnio trudne, głównie na spostrzegawczość, po 3 punkty:
1. Jak mógłby się nazywać polski odpowiednik Novalis?
2. Co różni pierwszy album od pozostałych? Zależy mi na dwóch charakterystycznych rzeczach.
(*) – typowy germański prog – nie mylić z różnymi krautowo-progowymi mieszańcami