Nie będę ukrywał, że Hackettowskie Genesis Revisited II to w ostatnim czasie jedno z moich największych płytowych rozczarowań. Po naprawdę udanej „Jedynce” artysta zaserwował absolutną powtórkę z rozrywki, niemalże kurczowo trzymając się pierwowzorów. Niewielką nadzieję robiłem zatem sobie odpalając Genesis Revisited: Live At Hammersmith. I co? I po raz kolejny okazało się, że magia muzyki prezentowanej na żywo oraz przede wszystkim dołączony do niej obraz mają niesamowitą siłę rażenia.
Bo nie czarujmy się. W tym przepięknie wydanym pięciopłytowym zestawie trzech płyt CD i dwóch DVD najważniejszy jest ten z wizyjnym zapisem koncertu, jaki Steve Hackett dał ze swoim zespołem i zaproszonymi gośćmi w londyńskim Hammersmith Apollo 13 maja 2013 roku. Na trzech dyskach CD mamy dokładnie ten sam materiał, zaś na drugim krążku DVD niedługi dokument Behind The Scenes.
Zacznijmy od tego, że przede wszystkim i ładnie widać i bardzo dobrze słychać. Wydawnictwo zostało pod tym względem przygotowane na najwyższym poziomie. Fajnej realizacji sprzyja szacowna, wypełniona po brzegi rozentuzjazmowaną publicznością, sala oraz bardzo bogate i ciekawe oświetlenie sceny, na której zainstalowano trzy duże ekrany do wyświetlania animacji. Po ustawieniu na niej muzyków widać, kto jest gwiazdą wieczoru. W związku z tym – choć widok to może dziwny – pełniący obowiązki głównego wokalisty Nad Sylvan, wykonuje swoje obowiązki przede wszystkim z boku. Czasem pojawia się, podobnie jak zaproszeni goście, na podwyższeniu sceny, tuż za bohaterem - byłym gitarzystą Genesis.
Co w tym zapisie najbardziej zachwyca i intryguje? Pietyzm i precyzja wykonania oraz ogromny szacunek dla Genesisowego dorobku widoczny u wszystkich muzyków na scenie. Słuchając poszczególnych muzycznych zagrywek niejednokrotnie dziwiłem się wierności, z jaką poszczególni artyści podchodzą do kolejnych kompozycji. Już choćby stąd płynie natychmiastowy wniosek, iż Hackett dobrał sobie muzyków przez duże M. Znany z Unifaun Nad Sylvan czaruje Gabrielowskim głosem w sposób, który mimo wszystko kompletnie mnie nie razi. Gary O'Toole, wykonujący choćby Fly On A Windshield i Blood On The Rooftops, wielkiego głosu nie ma, jednak na perkusji gra stylowo i z niezwykłą lekkością…
No i są jeszcze goście. Nie byle jacy. John Wetton świetnie dźwiga Afterglow, Nik Kershaw interpretuje cudne The Lamia. Najważniejszy fragment tej kompozycji nie jest jednak związany z jego występem. Następuje on bowiem w momencie, gdy tuż przed głównym solo Steve Hackett zapowiada Steve’a Rothery’ego z Marillionu, który wchodzi niespodziewanie z popisem. Gitarowy dialog dwóch gitarzystów jest jednym z najbardziej niezwykłych momentów tego zapisu. A jest jeszcze zwiewne Entangled z Jakko Jakszykiem w roli głównej i z dośpiewującą mu urocze harmonie Amandą Lehmann. No i są wreszcie niezapomniane wersje The Chamber Of 32 Doors, The Musical Box, Dance On A Volcano, Supper's Ready i Firth Of Fifth z wiekopomnym gitarowym popisem Hacketta, który posłużył także jako muzyczne tło dla menu tegoż wydawnictwa.
Cóż, to co raziło w studyjnym materiale, tu dzięki wyjątkowym osobowościom i scenicznej przestrzeni zyskało życia i wyjątkowego klimatu. Piękny materiał.