Włoski prog-rock to chyba jedyna odnoga progresywnego grania, do której mam jakie takie zaufanie. Większość takich płyt, jakie trafiają do mnie, trafia potem na moją półkę, a nie idzie dalej w ludzi. Myślę, że głownie dlatego, że odpowiada mi taka stylistyka. Italo prog zawsze był czymś osobnym – duże wpływy belcanta i włoskiej muzyki klasycznej, niewielkie ilości jazzu, śladowe bluesa, a i to głównie w kapelach grających nieco ciężej, pośrednio poprzez hard-rocka, 99 procent wokalistów śpiewających w rodzimym języku – to wszystko świadczyło o odrębności prog-rockerów z półwyspu Apenińskiego. Widać tradycja przetrwała, bo obecnie jest dosyć sporo młodych kapel, które starają się robić swoją muzykę według sprawdzonych wzorców. Chociaż mogłyby to robić bardziej twórczo.
No i właściwie mam już całą recenzję nowej płyty Il Cerchio d’Oro. Bo wyżej już dosyć dokładnie opisałem co grają i jak grają.
Taki uniwersalny wstęp to jest dobra rzecz. Dokładnie rzecz do wielokrotnego wykorzystania. Bez bicia się przyznam, że był pisany z myślą o kilku włoskich prog-rockowych krążkach, które już zrecenzowałem, lub mam w dość bliskich planach recenzenckich. Nie tylko dlatego, że nie chce mi się wymyślać od początku kolejnych recenzji w sumie dosyć podobnych płyt – chociaż to też. Raczej, żeby zaznaczyć, że mamy do czynienia z muzyką stylistycznie z tej samej półki. I po niewielkich modyfikacjach to co napisałem wcześniej, jak ulał pasuje do Il Cerchio d’Oro. Wypadałoby tylko zaznaczyć, że wcale nie jest to młoda kapela, bo pierwsze wzmianki o niej datują się na okres panowania cesarza Klaudiusza połowę lat siedemdziesiątych. Jednak wtedy nie dorobili się żadnej, nawet najmniejszej płyty, a nagrania z tamtego okresu ujrzały światło dzienne dopiero w 1999 roku. Ale ponoć nie było to nic ciekawego. Podobny, zbierankowy charakter miał album „La Quadratura del Cerchio” i dopiero „Il Viaggio di Colombo” to właściwy debiut płytowy zespołu. Nie znam. „Dedalo E Icaro” to moje pierwsze spotkanie z tymi prog-Włochami. I chyba nie ostatnie, bo spośród wszystkich tegorocznych wydawnictw ze stajni Czarnej Wdowy to podoba mi się najbardziej. Ingranaggi Della Valle pewne niedostatki kompozycyjne maskowali świetnym warsztatem, Il Tempio Delle Clessidre mają naprawdę dobrego wokalistę, a Il Cerchio d’Oro muzykami są bardzo dobrymi, jednak do wirtuozów z Ingranaggi Della Valle trochę im brakuje, a Piuccio Pradal to chyba jednak bardziej śpiewający gitarzysta, niż wokalista na pełen etat (dlatego głosowo nie udziela się specjalnie często). Za to muzycznie „Dedalo E Icaro” z całej tej trójki jest najlepsze i najwięcej tutaj znajdziemy takiego bardzo melodyjnego, typowego Italo-proga. Coś nieco podobnego do pierwszej płyty Men of Lake, tylko, że mniej Hammondów niż u Jeziorowców, nieco gorsze piosenki i wokale po włosku.
Słychać, że panowie swego czasu zajmowali się twórczością lżejszego kalibru, bo wyraźnie ciągnie ich do pisania wyrazistych, melodyjnych tematów, które są dopiero potem „obudowywane” większymi partiami instrumentalnym, a czasem nawet nie – „Oggi Voleró”. A ponieważ wena dopisuje, to jest tu czego posłuchać – właściwie całej płyty. A oprócz „Oggi Voleró”, z pewnością warto zwrócić uwagą na „Labirinto” i „La Promessa”, a w następnej kolejności „Il Sogno Spezzato” i „Ora Che Son Qui (Icaro la Fine)” (fajne solo na saksie).
Bardzo fajna, ładna płyta. Może dla niespecjalnie wymagających, ale myślę, że fanom Italo-proga do gustu przypadnie. Siedem gwiazdek z plusem.