Mories De Jong chyba czerpie satysfakcję z napawania słuchacza trwogą. Renoma człowieka, który stara się wydobyć z muzyki, co najbardziej straszne i ciemne jest jak najbardziej uzasadniona. Nie przypuszczałem, iż ktoś będzie potrafił za pomocą nowoczesnego instrumentarium wytworzyć klimaty, które mają wzbudzać permanentny lęk w sposób tak bardzo magnetyzujący. Holender wiedział, że to możliwe i pod postacią Gnaw Their Tongues zrealizował All The Dread Magnificence Of Perversity. To prawdopodobnie najlepsze dzieło GTT, a jednocześnie jeden z najbardziej przesiąkniętych złem i grozą albumów w historii muzyki niezależnej
Jest taki horror sf Ukryty Wymiar P. Andersona. Opowiadał o promie kosmicznym, który powrócił z miejsca poza granicami Wszechświata, które z pewnością nie było krainą mlekiem i miodem płynącą. Nie zdziwiłbym się, gdyby to tam nagrany był album. Wystarczy spojrzeć na okładkę i całą oprawę graficzną, której twórcą również jest jak zawsze Mories. Trzeba przyznać, że wizualizacja w pełni odzwierciedla, to co się dzieje na płycie w sensie muzycznym. Nadzwyczaj głęboka synchronizacja i kondensacja dźwiękowego piekła. Już na otwarciu otrzymujemy zabójczą dawkę dantejskiej mozaiki czyli „My Orifices Await Ravaging”. Black, doom metal z odniesieniami do muzyki symfonicznej. rytualnej oraz elektronicznej. Wszystko to miesza się w piekielnej konstelacji. Jakby Krzysztof Penderecki wraz z Current 93 (z pierwszych płyt) spotkał na swojej drodze Swans i Khanate. Nie inaczej jest w następnych utworach. Mories wciąga swoimi kosmatymi mackami słuchacza, pożera, przeżuwa i wypluwa. Powoli i gwałtownie oscylując pomiędzy dźwiękową ciszą, a krwawą kaskadą. Przenośnia z mackami jest w pełni adekwatna. De Jong momentami wydala takie odgłosy ze swojej paszczęki jakby był jakąś obślizgłą kreaturą przygotowującą się na żer. Modelowy przykład? „l Ange Qui Annonce La Fin Du Temps”. Niby najspokojniejszy utwór albumu. Co z tego, skoro dominują na nim złowrogie pomruki wygłodniałego monstrum, które przebudzone , wcale nie ma zamiaru ponownie usnąć? W tle gęstwina fortepianowych i syntetycznych naleciałości. Upiorny majstersztyk. Właściwie słabych momentów na płycie nie ma. Każdy spełnia swoje zadanie. Przyciąga i odpycha. Również tytułowy. Torpedę wrzasków i nakładających się dźwięków poprzedza żeński głos uwiezionej ofiary wzywającej pomocy. Jakby była umieszczona w kokonie poczwary lub sidłach psychopaty . Z resztą odgłosy przerażonych kobiet możemy usłyszeć w kilku fragmentach np. „Broken Fingers Point Upwards In Vain”. Ostatnią pozycją na płycie jest “The Gnostic Ritual Consumption Of Semen As Embodiment Of Wounds In The Soul”. Zasypuje masywną magmą muzycznych popiołów opadających i osadzających się na naszych uszach. Ma się wrażenie uczestnictwa w jakimś tajemnym misterium odbywającym się w ponurych grotach.
“All The Dread Magnificence Of Perversity”, to demoniczne dzieło jakby z innego wymiaru, potrafiące porazić i przytłoczyć swoją zawartością. Wyjęte z najlepszych powieści C.Barkera i Lovercrafta. Wypełnione po brzegi mrocznymi warstwami . Filmowi twórcy powinni składać Holendrowi petycje z prośbą o komponowanie dla ich obrazów. Płyta bowiem (jak pozostałe wydane pod szyldem GTT) brzmi jak soundtrack do jakiegoś straszliwego filmu, który jeszcze nie powstał.
Polecam miłośnikom muzycznego horroru. Masterpiece from hell!