Rozz Williams (Roger Alan Painter) był ikoną mrocznego stylu. Kimś w rodzaju gotyckiego odpowiednika Jima Morrisona i przyrodniego „brata” Iana Curtisa. Co ich łączyło oprócz utraty życia na własne życzenie? Sposób wyrażania introwertycznych myśli oraz świadomość własnego pogrążenia. Williams również był w pewnym sensie fatalistą. Na pierwszym, solowym albumie „Every King A Bastard Son” uzewnętrznia to najpełniej.
Niezaprzeczalny lider Christian Death nie zamykał się bowiem w obrębie macierzystej formacji. Niespokojny duch nakazywał mu sprawdzać się na innych polach np. (Shadow Project, Premature Ejaculation). Szukał nowych dróg także poza muzyką. Aż do feralnego końca.
„Every King A Bastard Son” składa się z fatalistycznych poematów . Jakby muzyk już przeczuwał swój przyszły, ostateczny krok. Zamiast wokalu są recytacje w których Williams wyrzuca potok słów, próbując pozbyć się prywatnych demonów. Melodie zastępuje impresyjnym tłem z dyskretnie podanymi efektami dźwiękowymi. Co ciekawe w każdym utworze jest ono odmienne podobnie jak styl melodeklamacji Williamsa. Wspólną cechą okazuje się poczucie absolutnego zagubienia i osamotnienia.
„Whorse”, rżenie konia na otwarciu, motyw pogrzebowy oraz powtarzane echo głosu Williamsa. „Mind fuck (Soundtrack To A Murder )” posiada dudniące, przytłumione basy, odgłos ostrzenia noży oraz narastającą złość w interpretacji Rozza, odgrywającego rolę osoby gotowej do zabójstwa…
„Bastards / beasts / mind-fuckers!
Into a sexual frenzy
By the rape of intelligence
I am not expected to survive, of course not
Goddamn, goddamn, goddamn!
Right now fuckers!
Right now fuckers!
Right now fuckers!
Right now fuckers!
Right now fuckers!
Fuckers!
Fuckers!
Fuckers!
Fuckers!
Fuckers!”
W widmowym „The Beast (Invocation)” słychać płacz przy padającym deszczu, niepokojącej akustyce i zabłąkanym głosie Williamsa. W połowie utworu dochodzi do uporczywego pukania do drzwi, co wzmaga cały nastrój…”Close the womb, lock the door
birth by egg and birth by fire”.
Chaotyczne pianino oraz nakładka recytatorska Rozza w „Currents” jest pewnym rozluźnieniem, a aurę retro z trzeszczącego winyla i kabaretowej kameralności wnosi „To He Who Shall Come After (Mystic Fragments)”. W posępnym „The Evil Ones” mamy jakby uwięziony szept Williamsa, a w tle dochodzą orientalne, potępieńcze jęki.
Przykładem geniuszu bardzo ciemnej poezji jest „No Soldier (Cloak Of Shit)” pełen pretensji odnośnie Boga, który pozostawia człowieka w udręce niczym rannego żołnierza na pewną śmierć. Całą kompozycję roztacza duszna linia basowa oraz oskarżycielski ton jak na ostatnim kazaniu.
“Nailed, torn imprisioned (God has buried us!)
(Dog forsake us!)
Prey...If you must!
Prey...If you must! (God save us!)
(God's betrayed us!)
Prey...If you must! (God has buried us!)
(Dog forsake us!)
Prey...If you must!
The body will rot away”
„Walls/Voices” z szarpaną wiolonczelą, archaicznymi trzaskami i Williamsem, demonstrującym utratę zmysłów z powodu samotności, finalizuje całe wydawnictwo.
Słuchając tego albumu trudno oprzeć się wrażeniu, że skażona dusza jego autora potrzebowała natychmiastowego antidotum. Czekała na zbawienie, które nigdy nie nadejdzie. „Every King A Bastard Son” jest dowodem, że Rozz Wiiliams jako artysta i człowiek nie mógł zaznać spokoju. Nie bez znaczenia jest pochodzenie tego scenicznego przydomku. Muzyk spacerując po cmentarzu natknął się na grób z tym imieniem i nazwiskiem bez dat i żadnych innych informacji. Grób był całkowicie opuszczony. Chyba tak samo czuł się Williams nagrywając ten krążek. Album w Polsce jest właściwie niedostępny. Niemniej warto zapoznać się z tym materiałem najlepiej w nocy i skupieniu. Oddziałuje powoli lecz długotrwale jak zakrzepła rana, która ponownie się otwiera.