Dokształt koncertowy. Semestr drugi.
Wykład szesnasty.
Z powodów zdrowotnych przez kilka wykładów będziemy zajmować się koncertami z obrazkami. Czego tak? Bo mam chwilowo (oby!) jedno ucho nieczynne. Jak słucham, to działa mi 50 procent receptorów, a jak oglądam i słucham to działa już 75 procent.
Dlatego też wracamy do Europy i to na z góry upatrzone pozycje, bo „Live at The Palladium” było w dokształtowych planach, ale nieco później.
Kilka lat temu miałem poważną fazę na The Divine Comedy. Akurat jak raz szukałem właśnie czegoś takiego – efektownie zaaranżowanego popu, o ciekawych, niebanalnych melodiach. I trafiłem na „Absent Friends”. Tak mi się to spodobało, że zacząłem dokładniej zgłębiać temat i odkryłem jeszcze sporo bardzo ciekawej muzyki. Chociaż moim zdaniem „Absent Friends” jest najlepsze.
The Divine Comedy gra muzykę, którą określa się jako „chamber pop”, albo „baroque pop”. Może te terminy dosyć dobrze oddają one charakter tej muzyki, ale jakoś mi się specjalnie nie podobają. Chamber, baroque – to sugeruje coś poważnego, z klasycznym zadęciem, a czegoś takiego w tej muzyce raczej nie znajdziemy. Lepiej to potraktować nieco inaczej – bardziej opisowo. Kiedy posłuchałem pierwszy raz „Absent Friends” pierwsze skojarzenia miałem z The Walker Brothers, albo braćmi Ryan bo to i bogate aranżacje i wokalista śpiewa pełnym głosem. Notomiast wcześniejsze płyty były nieco inne. Istnieje jakieś pokrewieństwo między grupą Hannona, a Tindersticks, ale wątpię, jedni inspirowali się drugimi, bo oba zespoły debiutowały mniej więcej w tym samym czasie i w muzyce obu słychać nawiązania do nowej fali z początku lat osiemdziesiątych. Tyle, że w przypadku Irlandczyków dużo mniej i raczej na wczesnych płytach. Do tej całej układanki dołóżmy nieskrywaną sympatię Neila Hannona do muzyki filmowej – Nino Rota, Ennio Morricone, Philip Glass, Michael Nyman, oraz do piosenki francuskiej i mamy całe The Divine Comedy.
Wiosną 2004, w czasie trasy promującej ten album grupa(*) zawitała do Londynu, gdzie w dostojnej sali Palladium, dała naprawdę bardzo dobry koncert, zagrany jest w dużym składzie, z udziałem Millenia Ensamble. De facto można to potraktować jako występ z orkiestrą. Sam Hannon przyznaje się tego nieco bał, bo wcześniej mieli raptem dwie próby. Ale Millenia Ensamble brało udział w nagrywaniu „Absent Friends” i nie był to dla nich materiał zupełnie świeży. Może też i dlatego te najnowsze utwory wypadły najokazalej. Jednak takim najfajniejszym momentem koncertu było odśpiewane przy wydatnej pomocy publiczności „National Express” – Hannon chodził z mikrofonem po publiczności i zachęcał dośpiewani słów „National Express” – „Nie wyszło ci, próbuj jeszcze raz”. Bardzo sympatyczne. Pewną niespodzianką może być tutaj „No One Knows” z repertuaru… Oueens of The Stone Age – wypadło lepiej niż oryginał. Bardzo ładny koncert, może nieco staromodny, ale to tak jak twórczość The Divine Comedy, bez żadnych fajerwerków, ale za to możemy usłyszeć naprawdę dużo dobrej muzyki – takich klasycznych, „normalnych” piosenek, których już prawie nikt nie umie pisać i prawie nikt tak nie aranżuje. Po raz kolejny obejrzałem to sobie i widzę, że skutek ma to taki, że pokaźna stertka płyt leży już przygotowana do odsłuchu – czyli pewnie znowu łapię fazę i przez kilka najbliższych tygodni właśnie tego będę słuchał najczęściej. Tylko niech mi mój znajomy laryngolog doprowadzi narząd słuchu do stanu używalności.
Album „Absent Friends”, trasa koncertowa i to DVD apogeum możliwości The Divine Comedy. Przez następne dziewięć lat ukazały się jeszcze tylko dwie płyty i to niespecjalnie dobre. W międzyczasie Hannon zajął się kolejnym projektem – The Duckworth Lewis Method i pod tym szyldem też wydał dwa krążki. Wydaje się, że The Divine Comedy jakby przestało być dla niego priorytetem. Ale poczekajmy na następną płytę.
Jak mi się kurewsko chce lać.
To nie ja, to powidział Hannon, kiedy schodził ze sceny już po koncercie.
(*) – od „Absent Friends” The Divine Comedy to już właściwie jednoosobowy projekt Neila Hannona.
PS. Można tan koncert znaleźć na jutubie.
I teraz, jak zwykle, pytania: