czas trochę się pobujać
Mistrz bluesowej gitary i wspaniała Beth Hart powracają z drugim albumem, by kolejny raz uraczyć nas zbiorem coverów mniej lub bardziej znanych kompozycji. Bomba, co nie? Niby tak, ale muszę przyznać, że byłem trochę uprzedzony do Seesaw po tym, jak Bonamassa nieładnie potraktował kolegów z Black Country Communion.* Plus ta pstrokata okładka… No ale oprawa i zawartość to zupełnie różne sprawy i zdecydowanie ważniejsza jest… powinna być zawartość. Jak się okazuje jest też o wiele, wiele lepsza.
Prawdę mówiąc zauroczył mnie ten album od razu. Ostatnimi czasy dokształcam się ostro w znajomości muzyki. Głównie przerabiam korzenie jazzu, ale słuchałem ostatnio też dużo muzyki lat 50. –Muddy’ego Watersa, Charlesa Holleya, Roya Hamiltona i innych. Mnóstwo wspaniałej energii kryje się w muzyce z tego okresu i już cztery pierwsze takty ‘Them There Eyes’ żywiołowo wprowadziły mnie w magię tego świata retro. Sekcja dęta w 3/4 rozpędza album z taką gracją, że aż miło. Następnie Joe zaczyna grać, Beth śpiewać , a my lecimy na parkiet albo mamy ochotę obejrzeć sobie Amerykańskie graffiti. Już po tych trzech minutach, które uciekają jak szalone, państwo Hart i Bonamassa owinęli mnie wokół palca na całego. Cofnąłem ten utwór chyba ze trzy razy i podejrzałem co czeka mnie później – cover pamiętnego utworu Blood, Sweat and Tears, Tiny Turner, Etty James, Arethy Franklin, Billie Holiday… Nawet mojej ukochanej Melody Gardot w utworze z jej zeszłorocznego albumu! Łał! Wcisnąłem zatem ponownie play i tuż po ‘Them There Eyes’ poruszyło mnie zmysłowe ‘Close to My Fire’, którego nie znałem wcześniej zupełnie. Bardzo prosty, oparty na starych patentach utwór, ale cholernie subtelny i zmysłowy. Bonamassa wstrzymuje się z popisami gitarowymi i ogranicza do bardzo nastrojowej solówki.
I tak bujamy się na tej huśtawce, raz to chcąc szaleć na parkietach sprzed 50-60 lat w jakiejś amerykańskiej mieścinie, a potem nagle siedząc z winem i tęsknotą za ukochaną. Raz z kąsającym rytmem gitary, dynamiczną perkusją, dęciakami, żeby potem wszystko wyciszyć i ograniczyć środki wyrazu do minimum. „I Love You More Than You Ever Know” w tutejszej wersji wyszło rewelacyjnie. Zaraz po skończeniu słuchania Seesaw musiałem powrócić do Child Is Father to the Man i przypomnieć sobie jak to dokładnie brzmiało w oryginale. Tutaj brzmi bosko. Ciekawie wyszedł też cover ‘If I Tell You I Love You’, choć nie do końca mnie z początku przekonywał. Beth Hart zgrabnie podrabia manierę Melody Gardot, wiarygodnie zastępując jej delikatność większą mocą w głosie. Warte uwagi jest też kończące albumu ‘Strange Fruit’, do którego docieramy w okamgnieniu. Później uświadamiamy sobie, że musimy wysłuchać tego jeszcze raz. Znowu dać się omamić chwytliwą iluzją, jaką tworzy ten album.
Przyznam bez bicia – dwa lata temu Don’t Explain mnie zauroczyło, ale chyba nie aż tak jak Seesaw. Być może to kwestia wyboru utworów, może tej nieposkromionej energii, nastroju lat 50 lub też mojego obecnego poszukiwania rozrywki w muzyce. A może po prostu Beth i Joe tym razem jeszcze lepiej się rozumieli i ufali sobie? Choć pewnie dla wielu Don’t Explain pozostanie tym lepszym albumem. Wszak jest pewnie ciekawszy muzycznie i jest na nim więcej eksperymentowania z oryginalnym materiałem. Mnie najbardziej żal tego, że Bonamassa i Hart znów nie pokusili się o jakąś własną kompozycję. Chyba gdzieś kiedyś nawet to zapowiedzieli, a tu nic! Założę się, że znalazłaby bez problemu miejsce pomiędzy tymi udanymi wersjami mniej lub bardziej klasycznych kawałków. Choć z drugiej strony, może jednak zbyt wiele tutaj zwykłego odgrywania? Może można było trochę bardziej pokombinować? Może za chwilę znudzi nam się taka formuła? Na razie jednak pozostaje nam słuchać tego duetu i po prostu czerpać przyjemność z muzyki. Bo jest z czego.