Joe Bonamassa to nader pracowity i płodny muzyk, a zeszły rok był totalnym apogeum pod tym względem. Najpierw dostaliśmy drugi (i chyba lepszy niż poprzedni) album hardrockowej supergrupy Black Country Communion, w której gra na gitarze i od czasu do czasu śpiewa. Chwilę później wyszedł jego kolejny solowy album „Dust Bowl”. Sam Joe stwierdził, że to jego najlepszy krążek i choć nie jest to łatwy werdykt, to chyba miał rację. Można się więc było zachwycać, ale to nie wystarczyło gitarzyście. Któregoś dnia dostałem na swoją elektroniczną skrzynkę pocztową informację o wydaniu nowego albumu Bonamassy, ale tym razem nie solo, a z wokalistką Beth Hart i wypełnieniu go w stu procentach przeróbkami takich klasyków jak Aretha Franklin, Billy Holiday czy nawet Tom Waits. Pomyślałem: „Joe i jakaś kobicina nagrywają razem covery? To będzie pewnie świetna płytka dla wrażliwych chłopców i wiecznie zdołowanych dziewczynek!!!”. Jakże się pomyliłem...
Moja pomyłka była ogromna z dwóch powodów. Po pierwsze, większość zawartości albumu faktycznie stanowią spokojne ballady, ale ta dwójka muzyków nie raz częstuje nas rock'n'rollowym ogniem, a nawet spokojnymi utworami udowadniają swoją wielkość. Po drugie Beth Hart to nie żadna „kobicina”, tylko naprawdę rewelacyjna wokalistka. Nie poznałem jeszcze co prawda jej twórczości solowej, ale na spółkę z Bonamassą robią furorę w moich słuchawkach. Raz śpiewa powabnie i grzecznie, tak że jazzowe standardy w jej wykonaniu wypadają bardzo przekonująco, ale... kiedy indziej, gdy zacznie „drzeć ryja”, ciary przechodzą po ciele, serce się śmieje i aż chce się zacząć machać głową i wytupywać rytm. Ta babka mogłaby zająć miejsce Glenna Hughesa w Black Country Communion i nie ma w tym ani drobinki ironii! Mamy takich przykładów na płycie tylko kilka, jak choćby zeppelinowskie „For My Friends”, ze świetną solówką Joego, której nie powstydziłby się sam Jimmy Page, najkrótszy na płycie, knajpiany „Chocolate Jesus”, autorstwa Toma Waitsa, oparty o fajny motyw klawiszowy, albo „Sinner's Prayer”, w którym hipnotyzujący riff gitarowy to po prostu majstersztyk, a Hart chrypi jak rozwścieczone zwierzę szykujące się do ataku. Mamy na „Don't Explain” też dwa fajne bluesy, w których wokalnie udziela się Bonamassa - „Something's Got A Hold On Me”, gdzie śpiewa tylko chórki oraz „Well, Well”, czyli pełnoprawny duet tej fantastycznej dwójki. No ale to tylko połowa zestawu, drugą stanowią utwory spokojne, co jednak nie oznacza, że są to utwory gorsze. Co należy zauważyć, utwory balladowe oparte są przede wszystkim o klawisze, bądź partie orkiestrowe. Joe w czasie zwrotek gra mało i raczej są to tylko ozdobniki, jednak w każdej z nich ma miejsce przejmujące solo gitarowe. Na tę część składają się jazzowe „Your Heart Is As Black As Night”, tytułowe „Don't Explain”, w którym pojękujące i lamentujące dźwięki gitary łączą się ze zmysłowym wokalem Beth Hart, „I'll Take Care Of You” z rewelacyjną, długą solówką gitarową, najdłuższy na płycie i pełen emocji „I'd Rather Go Blind” i idealny na zakończenie, pięknie wyciszający się „Ain't No Way”.
No cóż... Po części jest to płyta dla „dla wrażliwych chłopców i wiecznie zdołowanych dziewczynek”, oni przecież też będą zadowoleni, zwłaszcza z tych wolniejszych utworów, gdzie głos Beth Hart faktycznie wzrusza, a solówki Joe Bonamassy potrafią wycisnąć łzy nawet u najbardziej zgorzkniałych słuchaczy. Ale myślę, że ten zestaw dziesięciu utworów zachwyci fanów rocka, jazzu i bluesa bez względu na to, czy wolą te wywołujące płacz pioseneczki, czy też mocniejsze, „chrypkowe” i riffowe kawałki, bo album jako całość to po prostu kawał niezłej muzyki. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, to faktycznie mały udział Bonamassy w balladach i brak autorskich kompozycji, co mam nadzieje zostanie przez tę dwójkę nadrobione na kolejnej płycie, o ile taka w ogóle powstanie. Ja trzymam mocno kciuki, a tymczasem wracam do albumu, z którym zapoznać się polecam także Państwu.