‘Gniew Khana’ (czyli hawkwindowy suplement alumni): odcinek 5 (z 8).
Pod koniec lat 70-tych kiedy to saksofonista Nik Turner po raz pierwszy dostał kopa z Hawkwind, pojechał sobie za wakacje do Egiptu. Tam - będąc pod wrażeniem piramid w Gizie - wymyślił sobie, że pogra sobie tam na flecie. Jak postanowił tak zrobił i poprzez trzy godziny spędzone w Komnacie Królów grał – ni to sobie, ni to do magnetofonu - dość luźną i improwizowaną muzykę. Po powrocie do rodzimej Anglii muzyk nie za bardzo wiedział co z nagranym materiałem zrobić. Na jego szczęście do taśm dorwał się niezawodny Steve Hillage, który będąc pod wrażeniem tego co usłyszał wpierw przekonał samego Turnera do popracowania nad materiałem, a potem skrzyknął kilku znajomków (głównie z grupy Gong) do walijskiego Rockfield Studios i zapędził wszystkich ostro do roboty. Dograno partie gitary, klawiszy i najróżniejszych perkusyjnych „przeszkadzajek”, a były współpracownik Dave’a Brocka dopisał kilka melorecytacji inspirowanych Egipską Księgą Umarłych. Tak oto dzięki temu splotowi okoliczności powstała płyta „Xitintoday”, będąca niezwykle intrygującą pozycją nie tylko dla fanów macierzystych grup Turnera i Hillage’a, ale także dla entuzjastów odjechanych dźwięków w ogóle.
Przede wszystkim płytę charakteryzuje niezwykły klimat i atmosfera wytworzona przez poszczególne utwory. Takie pomieszanie quasi egipskich kliamtów i space-rocka złożyło się na trzy kwadranse nieprzeciętnej muzyki.
Mroczność i tajemniczość „The Awakening: Life On Venus” wytworzona dzięki przytłumionym dźwiękom fletu, delikatnym ledwie słyszalnym psychodelicznym efektom w tle i melorecytacją Turnera urzeka już od pierwszych sekund. Bardzo „filmowo” (przy jednoczesnej skromnej aranżacji) brzmi „Pyramid Spell”. Nieco krautrockowego zabarwienia (kojarzącego się zwłaszcza z pierwszą płytą nieodżałowanego zespołu Mythos) dzięki transowemu charakterowi nabiera „The Hall Of Double Truth”. Delikatne „plumkania” fletu, nieco „leniwa” linia basu, dość swodobne partie instrumentów perkusyjnych, trochę syntezatorowych efektów Tima Blake’a, ujadania psa i głos Turnera przepuszczony przez vocoder tworzą razem niesamowity klimat w „Anubis”. Luźną improwizacją na flet jest „Horus”, który dzięki niemal demonicznej melorecytacji w pierwszej części utworu zdaje się być niemal żywcem wyjętym z klasycznego „Warrior On The Edge Of Time” Hawkwind. Szkoda tylko, że to jeden z niewielu fragmentów na „Xitintoday”, w którym popis swoich umiejętności daje sam Mistrz Hillage okraszając utwór rewelacyjną gitarową solówką.
Fani „Fish Rising”, czy też „L” wspomnianego gitarzysty urodzonego w podlondyńskim Chingford będą zachwyceni drugą częścią płyty w której do głosu zdaje się bardziej dochodzić właśnie Hillage.
Zaczyna się kompozycją „Isis and Nephtys”. Kawałek ten zdaje się być swoistym odmieńcem w zestawie, będąc chyba najbardziej „tradycyjnym” fragmentem wydawnictwa. Dzieje się tak nie tylko dzięki wokalizie Miquette Giraudy, lecz głównie poprzez pojawienie się rockowej sekcji rytmicznej, tworzącej zresztą swobodny, delikatny canterbury’owy klimat.
W podobnej konwencji utrzymany jest „Osiris”, tutaj momentami zdający się być zapowiedzią późniejszych poczynań Ozric Tentacles.
A finał? Ano jest, i to jaki! „God Rock: The Awakening” to jakby kwintesencja całości wydawnictwa. Mroczne partie fletu, świetnie nadająca rytm sekcja rytmiczna (w tym przypadku nieco jazz-rock’ująca, nasuwająca skojarzenia z okresem w twórczości Gong z czasów LP.„Shamal”), transowy rytm, do tego charakterystyczne brzmienie gitary Hillage’a oraz wpierw śpiew, a w końcówce przetworzone melorecytacje Turnera jako całość tworzą powalającą wręcz mieszankę.
„Xitintoday” zdaje się być świadectwem niemal takiego geniuszu, który ujawnia się raz w naszym życiu, kiedy jesteśmy we właściwym miejscu i we właściwym czasie na najwyższym szczycie naszej drogi. W takim punkcie zdawał się być Nik Turner w roku 1978. Stworzył on dzieło, które przebiło wszystkie solowe płyty wszystkich byłych i obecnych muzyków, którzy przewinęli się przez Hawkwind. Co więcej; „Xitintoday” może śmiało konkurować z klasycznymi pozycjami zespołu.
W następnym odcinku: Robert Calvert – „Captain Lockheed and the Starfighters”.