Był taki przedziwny czas, kiedy do moich uszu zaczęło napływać coraz więcej przykładów rodzimych zespołów, które podjęły próbę wciśnięcia się w niszę raczkującej u nas muzyki post-metalowej, czy brzmień z nią pokrewnych. Oczywiście w świadomości odbiorców istniał Blindead i jego Autoscopia, ale poza zespołem z Trójmiasta niewiele się działo w tych muzycznych rejonach. Obscure Spnix zaczynał szaleć na warszawskich scenach, w sieci pojawiły się nagrania zespołów takich jak Moanaa, Forge of Clouds, czy Guantanamo Party Program. Trzeba przyznać, że dokonania wspomnianych formacji budziły nadzieje, niestety, o wielu z nich już się dzisiaj nie mówi. Wtedy też wypłynęła Entropia i jej Chimera. Dziś mogę się cieszyć tym, że nie zwątpiłem w ich potencjał, a oni nie zawiedli moich oczekiwań, bo z końcem lutego wydali naprawdę udany album długogrający.
Vesper, czyli studyjny, pełnowymiarowy debiut Oleśniczan, zawiera sześć kompozycji o łącznym czasie trwania zbliżonym do pięćdziesięciu minut. Oprócz zawartości krążka, trzeba również pochwalić jego oprawę graficzną. Udany projekt okładki, która koresponduje z treścią albumu, to wcale nie jest standard, a tym razem również te elementy ze sobą współgrają. Zresztą to się tyczy nie tylko samej okładki, ale również przewijających się tu i ówdzie grafik.
W twórczości Entropii trochę się pozmieniało od czasu wspomnianej wcześniej EPki. Do tej pory zespół kojarzył się bardziej z graniem mocno osadzonym w realiach post-metalowych brzmień. Tych w dalszym ciągu nie brakuje, ale na pierwszy plan wysuwają się wpływy innego gatunku muzycznego – black metalu. Co ciekawe, to właśnie do tego wydawnictwa bardziej pasowałaby nazwa „chimera”, bo jego zawartość jest niezwykle udaną fuzją międzygatunkową, nazywaną coraz częściej post black metalem. Zatem znajdziemy tu galopujące partie perkusji (Gauss, Tesla), gitarowe ściany dźwięku (Tesla), rozciągnięte wokale wtopione w muzyczne tło (Pascal, Gauss), melodie (Gauss, Vesper), a także sludgowe zwolnienia tempa i buczące, nisko strojone gitary (Gauss). Warto też wspomnieć o zaskakujących, ale bardzo pożądanych elementach rozrzedzających gęstą atmosferę. Jednym z nich jest tzw. oddech, czyli utwór tytułowy – spokojna, instrumentalna kompozycja, która może okazać się zbawienna podczas koncertów i to zarówno dla zespołu, jak i buszujących pod sceną fanów.
Vesper to niezwykle trafne dobranie środków i odważne ich wykorzystanie. Każda kolejna kompozycja to dopracowana, muzyczna konstrukcja o naprawdę solidnych podstawach. Entropię warto pochwalić także za wprawną manipulację przestrzenią. W jednej chwili nurzamy się w mrocznej otchłani, żeby po chwili płuca wypełnić rześkim powietrzem, by znów zatracić się w galopującym tempie narzucanym przez sekcję rytmiczną. Elementem dyskwalifikującym w moich uszach wiele zespołów metalowych jest jednostajna praca perkusji. Tu na szczęście jest inaczej, bo partie tego instrumentu nie dość że różnorodne, to jeszcze stoją na wysokim poziomie.
Vesper to bardzo udane wydawnictwo, którego zawartość powinna zadowolić nie tylko skostniałych fanów mocnego grania, ale także wszystkich otwartych na swobodny, międzygatunkowy przepływ inspiracji zawieszonych gdzieś pomiędzy Deathspell Omega, Lantlos, czy Alcest. Debiut Entropii to także wspaniały prognostyk na przyszłość, która – mam nadzieję – przyniesie jeszcze więcej pomysłów i muzycznych historii z południa Polski.