“To on wydał płytę?!” Nie zliczę już, ile razy tłumaczyłem ludziom, że to nie ten Joe Jackson. Że gdy Michael przychodził na świat, Joe miał cztery lata i parę tygodni, więc nijak nie mógł być jego ojcem, a poza tym ten Joe tak naprawdę ma na imię David Ian… No cóż, w tym miejscu można jedynie pokręcić głową, że jeden z najciekawszych twórców ery new wave jest w Polsce tak mało znany. Czas to nadrobić.
Debiutancka płyta Jacksona lokuje się w nieco podobnych rejonach do tych, które w tym czasie przemierzał Elvis Costello (też postać mało znana w Polsce. Może jakiś cykl recenzji by machnąć?…). Czyli: punkowa energia, bezpośrednie, inteligentne, cyniczne teksty, surowe brzmienie gitary i sekcji uzupełnione fortepianowymi partiami samego Jacksona i zaraźliwa wręcz chwytliwość poszczególnych piosenek. „Look Sharp!” to jedna z perełek ery new wave.
“One More Time” otwiera zacięte gitarowe riffowanie, przechodzące w efektowną piosenkę z bardzo fajnym, melodyjnym, siedzącym korzeniami gdzieś w Bitlach cantem i nerwowym refrenem. W „Sunday Papers” gitarowe przycinanie i lekko karaibska rytmika ciekawie uzupełnia się z masywną basową figurą. Podobnie w „Is She Really Going Out With Him” wyciszona zwrotka osadzona na nieco reggae’owym bujaniu gitary basowej zostaje połączona z dynamiczniejszym, mocniejszym refrenem. Podobne brzmienie mamy w „Happy Loving Couples” – w zwrotce gitara i gitara basowa tną równo w oszczędnym podkładzie, w refrenie mamy bogatsze brzmienie i więcej ekspresji. W „Throw It Away” mamy jazdę od samego początku: gitarowe riffowanie, basowy mostek, fortepianowe dodatki… „Baby Stick Around” też miło pędzi przed siebie, choć nie tak czadowo jak poprzednik. Ciekawie dzieje się w utworze tytułowym: i ciekawe gitarowo-basowe rozgrywki, i fortepianowy przerywnik i inkrustacje, i nagłe zmiany tempa i nastroju… „Fools In Love” łączy reggae’owe granie nieco ocierające się o klimaty Policyjne z fortepianowymi, jamowanymi partiami i cynicznym, ironicznym tekstem. „(Do The) Instant Mash” ciekawie uzupełnia szorstkie, choć melodyjne, krótkie solo harmonijki. Na i na koniec jadowite „Pretty Girls” i „Got The Time”. I już, można nacisnąć play, niech leci jeszcze raz.
Niby proste granie, a zaraża energią. I wciąga jak cholera.