Gdyńska formacja State Urge to kolejny debiutant na polskiej scenie progresywnego grania. Wiem, że takie krótkie i proste zaszufladkowanie kapeli, może być dla samych zainteresowanych nieco krzywdzące (sami nadali muzyce, którą się parają, termin „white rock”, podkreślając to zresztą charakterystyczną bielą strojów podczas koncertów), niemniej dla potencjalnego odbiorcy to dosyć ważna wskazówka. Rozbudowane formalnie i wielowątkowe kompozycje, bogato zaaranżowane i do tego – nie da się ukryć – czerpiące chwilami ze spuścizny rocka lat siedemdziesiątych (patrz np. Pink Floyd), skłaniają w tym kierunku. Z drugiej strony, jest w ich muzyce trochę inności, które czynią ten materiał co najmniej interesującym.
White Rock Experience jest ich faktycznym debiutem. Wcześniejsze nieco wydawnictwa zatytułowane Underground Heart (2011) i What Comes Next? (2012) miały charakter EP-ek. Wydany w ubiegłym miesiącu album zawiera kilka kompozycji, które znalazły się na wspomnianych wcześniej płytkach (Preface, Time Rush, Illusion, All I Need) oraz nowsze rzeczy, które tworzą jednak spójną całość i pokazują ten młody zespół z bardzo profesjonalnej strony.
Rozpoczynający płytę i mający charakter instrumentalnego intro Third Wave of Decadence, choć być może nieco za długi, pokazuje z jaką materią będziemy obcować. Sporo przestrzeni, ciekawe gitarowe figury i instrumenty klawiszowe w lekko spacerockowym stylu prezentują State Urge, jako grupę pozostawiającą w swojej muzyce sporo miejsca na improwizacje. Przykładem na to może być piąty w zestawie, znakomity pod względem budowania dramaturgii, Illusion, którego szczególnie druga część kłania się wspomnianemu space rockowi i rockowej psychodelii w delikatnie krautrockowej konwencji. Głęboki, wyrazisty bas położony na klawiszach i snująca się solowa gitara wprowadzają do niego sporo transowości. To z pewnością jeden z najlepszych numerów w zestawie. Nieznacznie tylko ustępuje mu rozpoczęty jesiennym motywem klawiszowym Time Rush, uderzający jednak z czasem ciężką gitarą i zaskakujący chwilami marszową rytmiką. W jego drugiej części dostajemy naprawdę ładny gitarowy, patetyczny popis, który musi się spodobać każdemu miłośnikowi artrockowego grania. Sporo jest w muzyce State Urge ewidentnych wycieczek we wspomniane już lata siedemdziesiąte. Słychać je w drugiej części Tumbling Down (oj, pachnie Led Zeppelin), ale też i w Preface, czy Gaze. Z pewnością do takich przemyśleń skłaniają, nie tylko hardrockowe zagrywki ale i hammondowe patenty.
No to jeszcze o tych „innościach”. Long For You popadłby pewnie w balladowy banał, gdyby nie pojawiająca się w pewnym momencie syntetyczna wstawka kłaniająca się muzyce… trance! Z podobnym kontrastem mamy do czynienia w zamykającym całość All I Need. Początkowo utrzymany w poetyce starego rocka, w pewnym momencie proponuje elektro pop w stylu współczesnych alternatywnych kapel. Udany debiut, z pomysłowymi kompozycjami, naprawdę wartościową melodyką, a do tego z ciekawą grafiką zgrabnie łączącą się z albumowymi lirykami.