Bon Jovi na artrock.pl? Tak, tak. Rozumiem zdziwienie. Faktem jest jednak, że jest to grupa znana wszystkim – fanom popu, rocka, słuchaczom stacji komercyjnych bardziej i mniej. I można tej grupy nie lubić, ale pod koniec ubiegłego wieku, przy okazji płyty takich jak Crush Jon Bon Jovi trafiał na ściany wielu, nie tylko amerykańskich nastolatek. I szła za tym ciekawa, przebojowa muzyka, która umiejętnie balansowała na granicy sztuki i kiczu.
Nastał jednak wiek XXI i w radiach dominuje zupełnie inna muzyka, moda jest inna i Bon Jovi to już jednak relikt. Mimo to zespół wciąż nagrywa i o ile Bounce, czy Have A Nice Day przyniosły ze sobą parę naprawdę fajnych kawałków to te nowsze płyty (Lost Highway i The Circle) mogły powodować pewne obawy, co do muzycznego kierunku zespołu.
W 2013 na sklepowe półki trafiło najnowsze „dzieło” amerykańskich muzyków, które nie tylko te obawy potwierdza, a wręcz je potęguje. What About Now można opisać w kilku słowach jako mieszankę kiczowatego rocka z tandetnym popem. Kilka przyzwoitych utworów na pewno nie ratuje całości. Naprawdę trudno przebrnąć przez cały album. Nawet słuchając go po raz pierwszy.
Wciskamy play i z głośników dociera do nas to co już znamy – singlowy „Because We Can”. Akurat w tym wypadku mamy do czynienia z kawałkiem naprawdę dobrym. Amerykański luz w stylu Bruce’a Springsteena. Dobrze napisany, przebojowy numer z chwytliwym refrenem to murowany przebój. I w sumie w tym momencie można przejść do ostatniego utworu na płycie i spokojnie wyjąć płytę z odtwarzacza.
Z przyzwoitości recenzenckiej zajrzyjmy jednak na płytę dokładniej. „I’m with you”, czy „Thick As Thieves” to nudne, niemodne ballady nagrane na siłę, pod „stałych fanów”, z tandetnymi chórkami i syntezatorem. Utwory takie jak „What’s Left On Me”, „Army Of One” to niczym nie wyróżniające się popowe piosenki (słowo utwór byłoby zdecydowanie na wyrost). „Amen” to nowa wersja „Bed Of Roses” – takie kopiowanie własnego stylu mnie nie ujęło.
Po co warto sięgnąć? Dla zabawy po mocno popowy „Beautiful World”, czyli utwór, który mogłaby równie dobrze zaśpiewać Taylor Swift i nikogo by to nie zdziwiło. Z tych ciekawszych dynamicznych utworów to na pewno „What About Now” oraz „Thats What The Water Made Me”. Są to kawałki, które spokojnie mogłyby na stałe zasilić koncertowy repertuar grupy Bon Jovi i nikt by nie narzekał. Porządnie nagrane, z kopem, ale nic ponadto.
Prawdziwą perełką na płycie jest za to ostatni utwór – „The Fighter”. Piękna, pełna emocji ballada jest świetną nagrodą dla tych, którzy wytrwali przy płycie do samego końca. Gitara i głos, rozszerzone później o smyczki brzmią szczerze i naturalnie.
Podsumowując, warto zapamiętać z tej płyty utwór singlowy i wspomnianą zamykającą krążek balladę. Reszta jest chyba tylko dla najwytrwalszych fanów zespołu Bon Jovi. Wartość muzyczna tego materiału jest jednak w wielu miejscach znikoma. A szkoda, bo nie można się przez to pozbyć wrażenia, że muzycy z grupy Bon Jovi obecnie już po prostu odcinają kupony. Pytanie tylko jak dużą cierpliwość mają ich fani.