Całkiem niedawno światło dzienne ujrzała winylowa edycja drugiego albumu bydgoskiej formacji Ananke. Przypomnę, że następca Malachitów swoją premierę miał w ubiegłym roku. O zawartości albumu rozwodzić się za bardzo nie będę, ograniczając się do uwag natury bardziej ogólnej, bowiem Naczelny rozłożył już tę płytę na czynniki pierwsze.
Przyznam, że zaintrygowany debiutem, z początku nieco po macoszemu oceniałem Shangri-La, jako dzieło mniej wyraziste od klimatycznych Malachitów. Tymczasem po paru miesiącach obcowania z tą muzyką, usłyszeniu jej w koncertowym wydaniu i wreszcie z tego winylowego krążka, muszę z przekonaniem stwierdzić, że to album zdecydowanie bardziej dojrzały, bardziej różnorodny i przede wszystkim inny od Malachitów. Po pierwsze, udało się muzykom stworzyć kompozycje oparte o przejmujące melodie, które dochodzą do słuchacza może nieco później, niemniej satysfakcja z ich odkrywania jest zdecydowanie większa. Posłuchajcie Obietnic, Sary, Luny, Fatimy, czy Nostalgii. Po drugie, to album bardziej mroczny i rockowy. Sporo ciężkich gitarowych riffów znajdziemy w Gniewie, czy Schizofrenicusie (te kompozycje chyba najsilniej nawiązują swoją stylistyką do Abraxasowych czasów). A końcówka najdłuższych tu Luster naprawdę przygniata mocą. Może nieco patetycznie podkręconą klawiszami, ale jednak. A skoro o tym instrumencie mowa. To kolejna zaleta Shangri-La. Czasem subtelne, innym razem wyraziste elektroniczne aranżacje, w połączeniu ze wspomnianą zadziornością gitar, tworzą siłę tych numerów. I nie powinno to dziwić, wszak autorem całej muzyki jest grający na instrumentach klawiszowych, Krzysztof Pacholski.
Czas na słówko o samym wydaniu. Gruby winyl pomieścił materiał dokładnie taki, jak na srebrnym dysku. Truizmem już jest przypominanie, że wielbiciele zdartej płyty znajdą tu, oprócz obowiązkowych trzasków, swoje ukochane, bardziej głębokie brzmienie. Ponadto dojrzą zmienioną nieco szatę graficzną („kompaktowa” okładka doczekała się tu zielonego passe-partout z nazwą zespołu) i rozkładaną kopertę, w której pomieszczono czarną wkładkę z wszystkimi tekstami i wprowadzeniami do nich w języku polskim i angielskim. Te, autorstwa śpiewającego Adama Łassy, trzymające się charakterystycznej dla niego poetyki, dotykają wewnętrznych przeżyć, ludzkich dramatów, ludzkiej natury, uczuć, czy wreszcie religii…
Pięknie wydany - w bardzo limitowanym nakładzie - album może być prawdziwą gratką dla koneserów czarnej płyty, która z czasem może stać się… białym krukiem.