Koniec roku zbliża się nieubłaganie, niebawem zacznie się okres wszelkich podsumowań, a zaraz po nim wysyp pierwszych nowych wydawnictw. Nim nadejdzie ten czas warto zatrzymać się na dłużej nad tym, co było dobre i ważne muzycznie przez ostatnie dwanaście miesięcy. Krążek, o którym będzie mowa, dotarł do mnie na początku listopada. Dźwiękowa zawartość tego, co mieści się w tym przepięknie wydanym, posiadającym tłoczenia i srebrzenia digipaku zadała mi nie lada trud. Oczywiście nie chodzi mi o samo napisanie tych kilku skromnych recenzenckich słów, ale o sam proces zapoznawania się, wchodzenia do świata Contemplatron i odkrycia całego jego dobrodziejstwa.
Prabhashvara jest trzecim, nazwijmy to pełnowymiarowym wydawnictwem dark-ambientowego projektu Contemplatron, którego trzon stanowi Jarosław Wierny. Sanskrycki tytuł oznacza „Przejrzyste Światło” i muszę przyznać, że jest niezwykle trafny, co więcej – nieprzypadkowy i zarazem pasujący do siedmiu zamieszczonych kompozycji. Nie znam się dobrze na tajnikach buddyzmu, jednakże, posilając się źródłami wskazanymi przez kompozytora jak i wydawcę, pod tekstem zamieszczam małe wyjaśnienie tego, czym jest owo „Przejrzyste Światło”. W skrócie jest to, jak rozumiem, kolor aury, jaką ma Budda.
Dźwięki, z których śmiało i odważnie czerpie Contemplatron, mocno osadzone są w tradycji tybetańskiego buddyzmu i przyznać trzeba, iż to, z czym obcujemy podczas tej ponad godzinnej medytacji, jest na wskroś uduchowione, tak że w rezultacie tworzy niezwykłą, mistyczną, medytacyjną atmosferę. Jednakże w warstwie tworzenia muzyki buddyjskie inspiracje idą w parze z „zachodnią” nowoczesnością. Jarosław Wierny dzięki połączeniu tradycyjnego instrumentarium, jakim są najróżniejsze gongi, dzwonki czy bębny, ze współczesnymi instrumentami, syntezatorami, osiągnął ciekawą i magnetyzującą słuchacza aurę. Jest w tym jakaś wewnętrzna równowaga i siła zarazem, a żeby tego było mało artysta w to wszystko wkomponował tybetańskie śpiewy mnichów. Słuchając otwierajaceh album, delikatnie się sączącej tytułowej kompozycji dostajemy pewne wyobrażenie o tym co spotka nas dalej podczas tej wędrówki. Rzekłbym, iż ta muzyka jest o wiele bardziej bogata w obrazy i podobne wizualne reprezentacje niż niejeden film, faktyczny obraz. W takich momentach przychodzą mi na myśl słowa Alexandra Kluge dotyczące zmiany paradygmatu odbiorcy. Tutaj nie tyle widz, ile słuchacz jest aktywnym współproducentem, dostarcza i wytwarza pracę emocji, fantazji i doświadczenia, a w rezultacie przed oczyma jawi mu się projekcja własnego filmu, jego myśli oraz przeżyć.
Całości słucha się niezwykle dobrze, warto poświęcić parę wieczorów i spróbować się wgryźć w tę muzykę, a przy okazji oczyścić swój umysł, duszę, ciało... Być może nie od razu będzie to medytacja, mimo to warto jest się na chwilę zatrzymać i poświęcić temu dziełu kilka godzin. Nie ma sensu opisywać poszczególnych utworów, rozkładać ich struktur na drobinki. Są to dość długie kompozycie, w większości mieszczące się w czasie około dziesięciu minut. Lecz na przykład wspaniała „Yamantaka” trwa ponad dziewiętnaście minut. Na koniec słowa uznania należy też skierować w stronę Szweda Petera Anderssona (Raison d’Etre, Necrophorus), który zremasterował ów materiał. Andersson sam porusza się na podobnych muzycznych terytoriach, a co więcej interesuje buddyzmem tybetańskim oraz medytacją, toteż doskonale wyczuł twórczość Jarosława Wiernego.
PS. Oceny gwiazdkowej nie wystawiam, bo nie jest to arcydzieło, jednakże gdzieś wewnętrznie czuję, iż każda niższa ocena (od naszych 10 gwiazdek) byłaby krzywdząca.
* – W ramach buddyjskiego systemu filozoficznego Środkowej Ścieżki (madhjamika) wyróżnia się dwa poglądy znane jako rangtong („pustość własnej natury”) i szentong („pustość innego”). Pogląd rangtong skupia się na pustej naturze zjawisk („umysł jest pozbawiony umysłu”), natomiast drugi pogląd szentong podkreśla brak ostatecznej egzystencji zjawisk, jednocześnie wskazując na niezmienną, czystą i oświeconą naturę stanu buddy („naturą umysłu jest Przejrzyste Światło”).