Bardzo udany debiut toruńskiej formacji, którego debiutem… można też i nie zwać. Przypomnę krótko, że Logic Mess wyłonił się tak naprawdę z grupy Crystal Lake, która w 2009 roku wydała krążek Safe i zakończyła wydawniczą działalność. Teraz, po dwóch zmianach w składzie (w grupie pojawili się wokalista Krzysztof Owsiak i perkusista Piotr Majka), powraca pod nowym szyldem i z nową, zdecydowanie lepszą muzyką. Bo choć artyści w dalszym ciągu eksplorują rejony szeroko rozumianego rocka progresywnego, czy przede wszystkim progresywnego metalu (a i w warstwie tekstowej powracają do swojej dawnej nazwy – Kryształowe Jezioro jest jednym z elementów prezentowanego na albumie konceptu), to jednak mamy do czynienia z dziełem zdecydowanie bardziej dojrzałym, przemyślanym i profesjonalnym, choć nie bez wad.
Wydaje się, że tym razem muzycy znaleźli złoty środek, z jednej strony proponując album bardziej mroczny i cięższy, z drugiej, zawierający niezliczone sekwencje świetnych melodycznych tematów, pełnych muzycznej swobody i przestrzeni. Między innymi te częste elementy przysłowiowego oddechu czynią ten krążek zapamiętywalnym i nienużącym, mimo aż 72 minut zapisanej na nim muzyki. Zresztą już początek pierwszej właściwej kompozycji, po wprowadzającym w całość Intro, Welcome To Pandemic States, pokazuje, że muzykom nieobce jest tworzenie ciekawego, nastrojowego klimatu poprzez jesienne dźwięki pianina. Urocze jest też bardzo nostalgiczne zwieńczenie Recall Of A Memory z ładną, harmonicznie wykonaną partią wokalną i ciepłymi klawiszami w tle. Z drugiej strony zdarzają im się tu rzeczy ekstremalnie inne – choćby mocno „wyścigowy” gitarowy popis w udanej Arcadii, niemalże w stylu Petrucciego, czy cięte, chwilami wręcz matematyczne, innym razem mocarne riffy rozsiane po całym albumie.
No a co z tymi wadami? W sumie to mało oryginalna uwaga w przypadku tego typu muzyki, ale artystom zdarza się tu w niektórych momentach łączyć muzyczne wątki niezbyt przystające do siebie. I gdy już ogarniamy jeden z nich, nieźle się rozkręcający, atakowani jesteśmy kolejnym. Przykładem tego niech będzie Systematic Cube. Doskonale zdaję sobie sprawę, że to efekt podporządkowania muzyki literackiemu konceptowi. Nie da się jednak ukryć, że spójność i muzyczna narracja na tym tracą.
Ważnym aspektem tego wydawnictwa jest wspomniany już koncept. To futurystyczna historia prezentowana Gabrielowi Scottowi przez Wielkiego Opowiadacza. Dramatyczna opowieść wpisana w losy kilku bohaterów (Williama, Jonathana, Arcadii i Ojca), która zmusza nas do zamyślenia się nad naszą coraz bardziej kontrolowaną wolnością. Nad swoistą pułapką, w kierunku której zmierza coraz bardziej nowoczesny świat. Świat, w którym trudno być anonimowym. Sama konwencja opowieści przypomina mi nieco muzyczno- literackie dokonania Arjena Antony’ego Lucassena lubującego się w motywach science fiction i konwencji rockowej opery. Być może niektórym historia opowiedziana na Element Of The Grid wyda się pretensjonalna, trudno jednak odmówić jej autorowi – Krzysztofowi Owsiakowi - sporej wyobraźni, pomysłu i zaangażowania. Już sam fakt rozpisania całości na role imponuje i budzi szacunek. Kto wie, może kiedyś uda się artystom stworzyć do tego muzyczne widowisko? Warto dodać, że każdy kto nabędzie album może zwrócić się do wydawcy o polskie tłumaczenie całego konceptu.