Są takie zespoły jak włoski The Watch, recenzowany przeze mnie niedawno kanadyjski Red Sand, czy szwajcarski Cosmos, które naczelną dewizą swojej twórczości uczyniły wiernopoddańcze oddawanie się muzycznym pomysłom wymyślonym niegdyś przez ich mistrzów (w tym wypadku odpowiednio: Genesis, Marillion i Pink Floyd). Warto zauważyć jednak, że nie są to tak popularne w dzisiejszych czasach „kowerbendy”, tylko kapele tworzące swój autorski repertuar.
Cosmos wielbi Floydów od samych początków swojego istnienia, czyli od 1990 roku. Zbyt płodny wydawniczo nie jest. Nagrał w tym czasie jedno demo (Different Faces), dwa pełnowymiarowe albumy (The Deciding Moments Of Your Life, Skygarden), płytę DVD (Live) oraz ten ostatni, wydany dosłownie przed chwilą, krążek.
Mind Games nie zmienia absolutnie obrazu ich muzyki. Każdy, kto pokochał ich za klonowanie floydowskiego stylu nie będzie tym albumem rozczarowany. Dostaje bowiem dziesięć premierowych kompozycji utrzymanych w niespiesznych tempach, snujących się zazwyczaj dostojnie i okraszonych przestrzennymi partiami instrumentów klawiszowych oraz gitarowymi solówkami brzmiącymi dokładnie tak, jakby wychodziły spod palców Davida Gilmoura. A gdyby jeszcze ktoś i po tych aspektach nie zauważył podobieństw do muzyki Anglików, otrzymuje dodatkowo pięknie dopieszczone, męsko – damskie harmonie wokalne (za żeński wokal odpowiada tym razem Mirjam Heggendorn, która zastąpiła Silvię Thierstein). W takiej sytuacji jedynym problemem słuchacza jest ciągle nękające go pytanie: z którego numeru, bądź z której płyty zjechali ten patent? Zresztą – czy to faktycznie problem? Dla niektórych może okazać się on niezłą zabawą – zgadywanką? Postaram się zatem – miłośnikom takich zagwozdek – nie przeszkadzać. Tylko dla małej zachęty podpowiem, że w Lost Years możemy się natknąć na klawiszowe partie jakby żywcem wyjęte z Shine On You Crazy Diamond, a w kończącym Sequences na gitarę wprost z Another Brick In The Wall.
Dobra. Oddajmy cesarzowi, co cesarskie. Płyty słucha się całkiem sympatycznie, tym bardziej że brzmi profesjonalnie a melodie są przedniej próby. Z drugiej strony, pierwsze dwa albumy wydają się pod tym względem bardziej nośne. Można oczywiście na siłę szukać jakichś odmienności. Że to na przykład album nieco bardziej „mroczny”. Podmetalizowane, twardsze riffy w rozpoczynających album Contact i Skygraden mogłyby to potwierdzać. To jednak detale. Bo to przede wszystkim album dla tych, którzy lubią słuchać tego, co już dobrze znają.