Po raz pierwszy zetknąłem się z ich muzyką w 2003 roku, kiedy to artyści opublikowali reedycję debiutanckiego mini-albumu Moondrive z dodatkiem "Plus" w tytule (krążek ów uzupełniony został o nagrania koncertowe oraz klip do odpalenia na komputerze). Holenderska formacja zaprezentowała na nim kawałek klasycznego, instrumentalnego neoprogresywnego rocka, bardzo silnie inspirowanego dokonaniami legendarnego Camela. Muzycy, w swoim uwielbieniu dla grupy Latimera, tak się zagalopowali, że w linii melodycznej The Final Decision zacytowali wręcz fragment Drafted z Camelowego albumu Nude. ..
I mimo że Silence – kolejne i zarazem ostatnie jak do tej pory dokonanie Holendrów – ukazało się siedem lat po wspomnianym krążku, wielkich zmian stylistycznych nie przyniosło [przy okazji - jak widać, muzycy wielką wydawniczą aktywnością nie grzeszą. Choć początki zespołu przypadają na 1986 rok (!), grupa ma jeszcze tylko na koncie wspomniany mini-album Moondrive (1997) i wydany w 2000 roku krążek Impressions]. W dalszym ciągu obcujemy bowiem z dostojnie zaserwowanym neoprogresywnym graniem bez udziału wokalisty, utrzymanym w niespiesznych tempach, z potężnymi i ciepłymi klawiszowymi tłami i dominującą nad wszystkim piękną, bardzo malowniczo grającą, gitarą solową. I choć tym razem „wielbłądzich” odniesień jest może ciut mniej, trudno nie zauważyć, że rozpaczliwie krzycząca gitara w Memento przypomina tę z zakończenia Coming Of Age z magicznego Harbour Of Tears.
"Przekleństwem" tego krążka jest oczywiście jego absolutna wtórność i wierne hołdowanie wymyślonym w latach siedemdziesiątych patentom. Jego siłą, naprawdę urocze melodie w partiach instrumentalnych, do których muzycy mają smykałkę. W związku z tym trudno naprawdę zdecydować się, który gitarowy popis jest zgrabniejszy. Czy ten w inaugurującym całość 21, czy może w trzecim w zestawie Chinese Waters, następującym po nim Colours Of Silence, czy wreszcie w zamykającym album i rozpoczętym naprawdę bardzo rockowo Swank? Najlepsza rzecz? Flags Without A Heart z pełnym smutku dialogiem głębokiego basu i jesiennego pianina na samym wstępie, uzupełnionym nastrojową gitarą i udaną drugą częścią, mieszczącą lekko funkujący motyw basowy i patetyczne gitarowe zamknięcie.
Dla tych, co nie spieszą za nowościami i lubią wygodnie posiedzieć przy, może i odgrzewanych, ale całkiem szlachetnie brzmiących, dźwiękach.