Polska niezależna scena muzyczna często utożsamiana jest z wylęgarnią blackmetalowych tworów. Nie wolno jednak zapominać o pięknych progresywnych czy też neoprogresywnych tradycjach kultywowanych przez Riverside i wiele innych formacji podążających śladami Rzekobrzegów. Progmetal został zepchnięty gdzieś na margines i tak mało popularnych brzmień. Pokazać swoje umiejętności w tym muzycznym nurcie próbował sosnowiecki zespół Division by Zero i mimo wielu przeciwności losu wiele wskazuje na to, że próbować będzie dalej. Jednak trudno było dopatrzyć się formacji, które chciałyby wspólnie karczować ten rzadko uczęszczany szlak. Na szczęście pojawił się Joseph Magazine.
Night of the Red Sky to przedziwny debiutancki album wrocławskiej grupy. Często bywa tak, że pisząc o pierwszych płytowych wydawnictwach konkretnej formacji, trzeba podkreślać zaangażowanie, pomysły i chęci, a początkami muzycznej przygody tłumaczyć niedostatki techniczne, czy niską jakość brzmienia. Tu nie ma takiej potrzeby. Joseph Magazine dają nam pełnoprawny i szalenie atrakcyjny produkt, w którym nie widać wstydu debiutanta, a wręcz przeciwnie, da się odczuć, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy doskonale wiedzą, co i jak chcą osiągnąć.
Night of the Red Sky to dwanaście pozycji o łącznym czasie trwania przekraczającym pięćdziesiąt osiem minut. To wydawnictwo to także atrakcyjne opakowanie. Oprócz tytułowego, czerwonego nieba, na okładce możemy zobaczyć niewyraźny zarys ubranej w czerń postaci. Taki obrazek budzi błyskawiczne skojarzenia z tajemniczym bohaterem serialu Naznaczony. Raczej nie jest to celowe nawiązanie do treści telewizyjnej produkcji, ale oba te przedsięwzięcia powinny mieć przynajmniej jedną cechę wspólną – tajemnicę.
Night of the Red Sky to zagadkowa, dobrze opowiedziana, muzyczna opowieść, której głównym elementem są typowe dla tego gatunku środki. Nie sposób nie wspomnieć o charakterystycznych gitarowych riffach, solidnej pracy sekcji rytmicznej, czy momentami kosmicznych instrumentów klawiszowych. W tej opowieści teksty zeszły na drugi plan. Nie znaczy to jednak, że całkowicie zrezygnowano z tego środka przekazu. Podczas słuchania debiutu Joseph Magazine możemy natknąć się na nagrania przemówień, melorecytację, wokalizy, a także odrobinę klasycznego wokalu. Dodatkowego smaczku dodają zawarte w książeczce krótkie teksty dopasowane do każdego utworu, które w istotny sposób uzupełniają treść. Z powodzeniem można umilić sobie słuchanie rozważaniem treści zawartych w tym dodatku.
Krążek rozpoczyna Beginning, pełniący, również ze względu na nazwę, rolę utworu wprowadzającego do świata Joseph Magazine. Zawiera gamę specyficznych dźwięków, które gładko przechodzą w bardziej typowe, muzyczne rozwiązania. Jednak to dopiero Visions pokazuje, czego można się spodziewać po zawartości albumu. Pojawia się melorecytacja przedstawiona za pomocą niskiego, gardłowego głosu, urzekają partie gitary solowej, mocne riffy i odgłosy cierpiących dusz. Self Examination to z kolei idealny przykład na to, jak w tego rodzaju graniu wykorzystać instrumenty klawiszowe. Chociaż brzmienie może budzić skojarzenia z mistrzami czarnobiałych klawiszy, to kompletnie w niczym to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, wywołuje niespodziewany uśmiech, który narasta z każdą kolejną pozycją na krążku. Warto również pochylić się nad pracą gitary prowadzącej, która tworzy niesamowity klimat serwując tu i ówdzie miękkie, melodyjne solówki, przy poszanowaniu dla zasady less is more, czyli bez przerostu formy nad treścią. W skrócie: rewelacja! Holy Land to utwór wzbogacony o kolejny niezwykle udany element: wokalizy poprzedzone gęsto upakowanymi, mocnymi brzmieniami. Esencja progmetalowego grania zawarta została w Wormwood, gdzie oprócz gitarowych riffów otrzymamy również połamany rytm, świetną pracę sekcji rytmicznej i zadziwiająco szybkie tempo. Te wszystkie niezwykle pozytywne elementy, motywy i rozwiązania w kolejnych wariantach wypełniają po brzegi resztę tej płyty, żeby domknąć ją w innej, delikatnej formie. Utwór kończący to wydawnictwo to ballada z ciekawym tekstem i czystym, klarownym wokalem.
Nie spodziewałem się trafić na tak dobry album. Joseph Magazine to w pełni ukształtowany skład z rewelacyjnymi pomysłami na rozruszanie tej gałęzi muzyki na naszym podwórku. Odnoszę wrażenie, że to właśnie tego krążka mi brakowało i że dopiero teraz mogę czuć się muzycznie zaspokojony. Night of the Red Sky to płyta, obok której nie można przejść obojętnie, ale to również wydawnictwo, od którego nie sposób się uwolnić. Na szczęście równie trudno jest się nim znudzić, bo każde przesłuchanie obfituje w nowe odkrycia. Aż strach pomyśleć, co zaserwują nam przy okazji kolejnego albumu.