Każdy z nas zna zespoły, które bardzo dobrze radzą sobie na swoim własnym podwórku, ale w zasadzie nie istnieją w świadomości osób spoza granic rodzimego regionu. Później przy okazji zarejestrowania i wydania nawet małej porcji materiału okazuje się, że nie tylko autochtoni są w stanie docenić wartość takiej formacji, ale że istniała potrzeba właśnie takiego brzmienia. Odnoszę wrażenie, że ten mechanizm sprawdził się w przypadku poznańskiego Butterfly Trajectory. Formacja ta dała o sobie znać za sprawą minialbumu wydanego w roku 2011.
Minialbum to trzy kompozycje o łącznym czasie trwania nieznacznie przekraczającym dwadzieścia trzy minuty. Patrząc na to wydawnictwo powierzchownie można dojść do wniosku, że długość zamieszczonych na nim ścieżek jest zbyt mała, żeby wyrobić sobie opinię na temat zespołu. Nic bardziej mylnego. EPka zawiera przekrój umiejętności, motywów oraz pomysłów zespołu z Poznania. Defibrylacja zaczyna się bardzo niepozornie: słyszymy trzaski i delikatne, niemal akustyczne intro, które szybko ustępuje miejsca klimatowi dominującemu na tym wydawnictwie. Jest niespiesznie, potężnie i ciężko. Dźwięki przyjemnie nisko wibrują, pojawiające się melodie przeplatane są uderzeniami agresji, kompozycje ciągną się jak melasa, a klimat przyjemnie przytłacza. Warto też podkreślić bardzo atrakcyjny wokal, który przywodzi na myśl wczesne nagrania Opeth z growlem Mikeala Akerfeldta, którego w takiej odsłonie na nowych wydawnictwach raczej już nie usłyszymy. Three to kolejna solidna dawka muzycznych doznań z pogranicza postmetalowego grania okraszona wyziewami przepastnej gardzieli wokalisty. Zwieńczeniem płyty jest utwór Imago, który jest odskocznią od wcześniej zaprezentowanych treści, ale również pokazaniem bardziej wrażliwej strony formacji. Zdecydowanie więcej tu melodii, przestrzeni i lekkości. Wszystko to jest bardzo ładnie opakowane i zaprezentowane w atrakcyjnej formie, przystępnej dla przeciętnego zjadacza metalowych wypieków.
Płyta trzyma bardzo wysoki poziom i świetnie rokuje na przyszłość. Nie jest odkrywcza ani innowacyjna, ale w dalszym ciągu brakuje rodzimych twórców poruszających się w tej niszy, a Butterfly Trajectory bardzo aktywnie zgłasza do niej swój akces. Wszystko wskazuje na to, że wspomniane miejsce jak najbardziej im się należy. Tylko trzeba mieć na uwadze, że debiutancka EPka, choć niezwykle udana, to jest małym wydawnictwem, którego zadaniem jest zasygnalizowanie istnienia takiego projektu. To jak rozwinie się jego brzmienie i jak potoczy jego przygoda z muzyką pokaże czas. Ja trzymam kciuki i nadstawiam uszu na wieści dotyczące albumu długogrającego.