NAO to warszawska formacja, która swoją przygodę z muzyką rozpoczęła w 2006 roku. Początkowo kolektyw stanowiło czterech dżentelmenów, jednak rok później w szeregi projektu wkroczyła przedstawicielka płci pięknej wnosząc magiczny wokal do muzycznych poczynań zespołu. Po wielu przejściach, dopiero w roku 2011 powstała jedyna jak do tej pory długogrająca płyta formacji.
Doskonale pamiętam nie tak odległe czasy, w których byłem gorącym przeciwnikiem digipack’ów. Przemawiały przeze mnie głównie względy praktyczne, w końcu opakowanie wykonane z plastiku jest solidniejsze. Z sumiennie pielęgnowaną ignorancją puszczałem mimo uszu uwagi fanów tekturowych opakowań. Nie docierało do mnie, że inaczej, nie znaczy gorzej. Na szczęście zaistniały w moim życiu płyty wydane tak atrakcyjnie, że cały ten plastik poszedł w odstawkę, a właśnie digipack’i zaczęły grać pierwsze skrzypce. Nie piszę o tym bez powodu. Deprywacja Sensoryczna jest jedną z tych płyt, na które bardzo miło się patrzy. W grafice zdobiącej debiut NAO dominują trzy kolory: czerń, biel i czerwień. Pojawia się doskonale znany z koszulek motyw tajemniczego kwiatu, który skrywa ludzkie twarze – lekkostrawna psychodela. Proste wykonanie, ale szalenie trafny pomysł i jeszcze lepsza realizacja. Wydanie zostało wzbogacone w książeczkę z tekstami, co cieszy, bo zdecydowanie zbyt często ten element jest pomijany. Cieszy też dopisek znajdujący się na jednej ze stron:
‘Teksty mogą zawierać śladowe ilości przetrawionego Kundery i Witkacego.’
Wiemy już mniej więcej, jak wygląda Deprywacja Sensoryczna. Dzięki humorystycznemu podsumowaniu zawartości literackiej twórczości wokalistki wiemy, co może znaleźć się w tekstach. Pozostaje pytanie jak brzmi muzyka? Brzmi dobrze, ale zacznijmy od początku. Na liście znajduje się osiem utworów o łącznym czasie trwania dążącym do pięćdziesięciu dwóch minut.
Zaczynamy od Wykresu lęku z placu zabaw, w którym witają nas przyjemne, niespieszne dźwięki. Wydawałoby się, że utwór z powodzeniem wpasuje się w krążące gdzieś z tyłu głowy hasło post-rock. Ostatecznie, to czemu nie? Mamy tu przestrzenne brzmienie, delikatną perkusję, typowe dla gatunku gitary. Pojawia się jednak element, przez który kompletnie nie mogę się skupić na muzyce – mowa oczywiście o wokalu. Brzmi jak zarzut? Zdecydowanie nie powinno. Magiczny głos wokalistki w różnych odsłonach, wspierany efektami wygodnie układa się na linii melodycznej i zagina rzeczywistość. Śladami królika, czyli utwór numer dwa, budzi we mnie dokładnie te same odczucia, co poprzednik. Staram się śledzić tekst, ale odpływając raz za razem, dochodzę do wniosku, że tych tekstów równie dobrze mogłoby nie być. Chociaż może to lepiej, że zamiast wymyślonego na poczekaniu przepisu na pasztet z królika pojawiają się konkretne frazy. Nieustanny proces zmniejszania się niesie pewną odmianę. Tajemniczy, niepokojąco wydłużający się wstęp złożonych z trudnych do zidentyfikowania dźwięków, pomrukujące w tle gitary i przyjemna dla ucha praca perkusji. Aż szkoda, że trzeba było zgarnąć ten efekt pod dywan, żeby zrobić miejsce dla wokalu. Faramuszka wydaje się być projekcją snu. Melodia sączy się leniwie, wokal jest jakby bardziej rozmyty, a cukierkowe wizje wyświetlają się pod przymkniętymi powiekami. Moim płytowym faworytem jest siódma pozycja, czyli Da. Pojawia się w nim kilka mocniejszych brzmień, kilka bardziej wyrazistych zagrań i przede wszystkim kilka oblicz wokalu z melorecytacją i szeptami na czele. Co więcej, wśród tekstów przesyconych Kunderą i Witkacym, okraszonych dużą dozą abstrakcji i mniej lub bardziej trafnych środków stylistycznych udało mi się odnaleźć coś dla siebie. To wszystko złożyło się na efekt końcowy, który urzekł mnie w stopniu zasługującym na podkreślenie.
Połykam hałaśliwie ślinę rozdrapując tamtą myśl
Że trzeba by wytrzymać życie nie wiedząc kim jestem
Czym jest Deprywacja Sensoryczna? To przede wszystkim solidnie zrealizowany materiał, krążący w okolicach post-rockowo ambientowych fascynacji. Zawiera dużo miłych dla ucha dźwięków, przestrzennego brzmienia i niesamowitą dozę uroku, gracji i magii, które kreuje warty uwagi głos wokalistki. Może jeszcze raz? Poproszę!