Niedziela z muzyką Vangelisa - odcinek III
The Dragon* to jedna z ciekawszych płyt Vangelisa. Przede wszystkim dlatego, że muzyka przedstawiona na tym krążku wygląda na intrygującą syntezę free jazzu, folku i rocka progresywnego. Praktycznie niezauważalne są tutaj elektroniczno-klawiszowe popisy brodatego Greka. W 1971 roku artysta podczas pobytu w Londynie miał możliwość uczestniczenia w kilku jam sessions. Nagrania z tych występów zostały wydane siedem lat później w postaci dwóch albumów - The Dragon i Hypothesis. Dzisiaj przyjrzymy się psychodelicznym wizjom przerażających skrzydlatych istot, które od wieków zaprzątały ludziom umysły. Dowiemy się również jak smakują warzywa faszerowane.
Tytułowy utwór jest piętnastominutową wędrówką przez dzikie bezdroża antycznej krainy Serica, współcześnie znanej nam jako Państwo Środka. W ludowych wierzeniach chińskich smoki są silnie związane z wodą. Przypisywano im władzę nad formami wodnymi, takimi jak wodospady, rzeki czy morza. W świetle jednej z koncepcji, skrzydlate stworzenia były początkowo ukazywane jako olbrzymie krokodyle. Owe gady mają zdolność wyczuwania zmian ciśnienia atmosferycznego i przeczuwania nadchodzącego deszczu. To mogłoby tłumaczyć mityczną władzę smoków nad pogodą, zwłaszcza deszczami. Historia o Zhou Chu opowiada dzieje wojownika żyjącego w czasach dynastii Jin, który pokonał smoka panującego nad wodami wokół niewielkiej wioski. Poczwara wydawała się być po prostu dużym krokodylem. Okładka płyty przedstawia bez wątpienia Cthulhu z mitologii Lovecrafta, jednak orientalne brzmienie utworów nakazało mojej wyobraźni umieścić głównego bohatera dzisiejszej recenzji gdzieś pośród zdradliwych bagien starożytnych Chin.
Hipnotyzujący rytm, poprzetykany piorunującymi solówkami na gitarze, obrazującymi trzepot skrzydeł monstrum, przedzierającego się z zatrważającym hukiem przez mgliste, wiecznie zielone lasy. Zwierzę udaje się do wodopoju położonego na bagnach. Drzewa tungowe, bambusy i kamforowce padają jeden po drugim pod naciskiem potężnego cielska. Rozpoczyna się polowanie. Oto młody członek leśnego plemienia ukrywa się w zaroślach nad małym jeziorkiem. Nadszedł czas jego inicjacji, zwieńczenie przemiany dziecka w mężczyznę. Wie, że bogowie zadecydują dzisiaj, czy dożyje następnego dnia. Powoli potwór zbliża się do wody. Psychodeliczne uderzenia w bębny ilustrują szaleńcze bicie serca młodzieńca. W trans wprawia nas perkusista Mick Waller. Skrzypcowe pasaże wywołujące momentami nastrój niepokoju wykonuje Michel Ripoche. Nieustanna improwizacja gwałtownie urywa się w ostatnich sekundach. Serce monstrum zostaje przebite włócznią. Z gardła wojownika wydobywa się okrzyk triumfu.
Faszerowany Bakłażan, kolejna kompozycja zawarta na płycie, stanowi miłą odskocznię od patetycznych klimatów. Tym razem spokojne akustyczne brzmienia oddalają się i powracają niczym huśtawka duchowych rozterek Hamleta. Uzupełnione zostają wkrótce klawiszowym tłem. Z narastającym tempem pojawiają się następnie przepiękne aranżacje fletowe, przesiąknięte duchem celtyckich krain. Melodia wywołuje skojarzenia z utworem Dogs zespołu Pink Floyd.
Faszerowany Pomidor, dzieło wieńczące The Dragon, rozpoczyna się nieziemską solówką na gitarze akustycznej. Najciekawsze jest to, że styl gry przypomina muzykę flamenco, a kunszt gitarzysty Argyrisa wcale nie ustępuje dokonaniom Paco de Lucii. Vangelis okazuje się być niekwestionowanym mistrzem w łączeniu brzmień etnicznych z całego świata i jednym z pierwszych, którzy przyczynili się do powstania gatunku "world music". Milknie melancholijna gra niewidomego starca, który siedząc na tarasie swojego domu próbuje uchwycić wspomnienia w cieple zachodzącego słońca. Iluż takich Homerów uniwersalnej mowy znanej każdemu narodowi świata czeka jeszcze na odkrycie? Delikatne impresje wzgórz Andaluzji przekształcone zostają w wesoły taniec mieszkańców tego słonecznego regionu. Końcówka to czysty rock progresywny w najlepszym wydaniu.
The Dragon to album, który po prostu trzeba wysłuchać, mimo że z późniejszym stylem gry artysty w zasadzie nie ma nic wspólnego. Tomasz Beksiński na krótko przed swoją tragiczną śmiercią wymienił utwory muzyczne i ich fragmenty, dla których warto było żyć. Do mojej subiektywnej listy dodałbym dzisiaj trzy elementy: cudowne pasaże skrzypcowe w The Dragon, zniewalające aranżacje fletowe w Stuffed Aubergine i kojące zmysły impresje flamenco w Stuffed Tomato. Mistrzostwo.
Za tydzień: Niedziela z muzyką Vangelisa, odcinek IV - Hypothesis.
*The Dragon to bootleg, wydawnictwo pirackie rozpowszechniane bez zgody Vangelisa przez Charly Records. Ostatecznie konflikt pomiędzy Vangelisem a wytwórnią znalazł swój finał w sądzie.