ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Gabriel, Peter ─ Peter Gabriel (3) w serwisie ArtRock.pl

Gabriel, Peter — Peter Gabriel (3)

 
wydawnictwo: Charisma Records 1980
 
All songs written by Peter Gabriel.
Side one
"Intruder" – 4:54
"No Self Control" – 3:55
"Start" – 1:21
"I Don't Remember" – 4:41
"Family Snapshot" – 4:28
"And Through the Wire" – 5:00
Side two
"Games Without Frontiers" – 4:06
"Not One of Us" – 5:22
"Lead a Normal Life" – 4:14
"Biko" – 7:32
 
Całkowity czas: 45:32
skład:
Personnel
Peter Gabriel – vocals, piano, synthesizer, bass synthesizer, percussion/ Kate Bush – backing vocals on "No Self Control" & "Games Without Frontiers", (uncredited on "I Don't Remember" and "Not One Of Us")/ Jerry Marotta – drums, percussion/ Larry Fast – synthesizer, bass synthesizer/ Robert Fripp – guitar on "No self control", "I Don't Remember" & "Not One of Us"/ John Giblin – bass/ Dave Gregory – guitar/ Tony Levin – Chapman stick on "I Don't Remember"/ Phil Collins – drums on "Intruder" & "No Self Control"; snare drum on "Family Snapshot"; surdo on "Biko"/ Dick Morrissey – saxophone/ Morris Pert – percussion/ David Rhodes – guitar, backing vocals/ Paul Weller – guitar on "And Through the Wire"/ Dave Ferguson - screeches on "Biko"/ Steve Lillywhite – Producer
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,11
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,14
Arcydzieło.
,28

Łącznie 60, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
13.02.2012
(Recenzent)

Gabriel, Peter — Peter Gabriel (3)

Płyta znana też jako Trójka, albo "Melt", ze wzgledu na swoją "roztopioną" okładkę.

A Gabriel to pies? Jeśli honorujemy  tak Hacketta (recenzją urodzinową), to nie można zapomnieć o urodzinach Petera Gabriela, szczególnie, że obaj panowie obchodzą je w mniej więcej tym samym czasie.  Widzę też , że jakoś nie bardzo przykładaliśmy się wcześniej to dyskografii tego pana, bo z tzw. regularnych to raptem dwie płyty omówione. To i dla mnie lepiej, bo możliwości manewru mam większe.

 Wstępny wybór płyty do urodzinowej recenzji był bardzo prosty – Trójka lub Czwórka. Bo co by powiedzieć dobrego o innych płytach, te dwie to absolutny szczyt możliwości twórczych  Gabriela. Chociaż jest spora grupa fanów, która za najlepszą uważa „Passion” – i nawet  jeśli do końca nie podzielam tą opinię, to absolutnie się jej nie dziwię. A i „Up” to też potęga. Dobra, to teraz krótko – Czwórka, czy Trójka? No to tu mam lekki dylemat – Czwórka to najlepsza, moim zdaniem, płyta Gabriela, a Trójka to moja ulubiona płyta Gabriela. Hm… Niech będzie Trójka. Na tamtą też przyjdzie czas.

 Parę lat trwało, żebym się do Gabriela przekonał. Początkowo go po prostu nie lubiłem, nie leżała mi ta muzyka absolutnie. Dopiero zmieniło mi się przy okazji „So”, a szczególnie po awanturze w radiowej Dwójce, kiedy mocno starli się na jej temat  Tomek Beksiński i Antoni Piekut. Szczegóły o co dokładnie chodziło tutaj. W każdym razie Czwórka również  niedługo potem pojawiła się  w niedzielny wieczór. Siadłem, posłuchałem i… Nie to, żebym przeżył jakieś wielkie oświecenie i zaczął Gabrielowi stawiać ołtarzyki i bić pokłony -   specjalnie to mi się nie spodobało, ale wzbudziło szacunek dla twórcy – w tym coś jednak było. Kolejny „cios” padł kilka miesięcy później. Znowu w Dwójce, Tomek Beksiński przygotował cykl z płytami Gabriela, wszystkimi studyjnymi, a wtedy było ich pięć, nie licząc ścieżki dźwiękowej do „Ptaśka”. I tak chronologicznie, od poniedziałku do piątku, od Jedynki do „So” – szybko, sprawnie -  krótki, intensywny kurs „obsługi” Gabriela.   Już wystarczyło. W piątkowy wieczór wiedziałem, że ten pan jest wielkim artysta, a ja go bardzo lubię. Ale to nie Czwórka była dla mnie gwiazdą tego przedstawienia, ale Trójka.

 Najważniejszy -  „Biko”  - lakonicznie, po reportersku opisana historia Stevena Biko, działacza ruchu antysegregacyjnego w RPA, który został zatrzymany przez policję, a potem zatłuczony w śledztwie. Nie lubię zbytnio sztuki zaangażowanej, ale „Biko” formą i sposobem opowiadania tej historii przekonuje – ascetyczny, a zarazem epicki tren, który zaczyna się  i kończy afrykańską pieśnią “Senzeni Na?”(*).  Jest też wersja maksi-singlowa wersja „Biko”, która trwa ponad 9 minut – jeszcze lepsza, niż ta z płyty, nawet mam to gdzieś na jakiejś kasecie.

 Druga rzecz – perkusja. W „Intruderze” Collins zdjął blachy z perki, a Gabriel przepuścił resztę przez jakieś ustrojstwo i otrzymaliśmy jedno z bardziej charakterystycznych brzmień perkusji w historii muzyki rockowej. Słychać je na następnych płytach Gabriela, solowych Collinsa, następnych Genesis i różnych płytach, gdzie Collins udzielał się jako producent i perkusista – czyli całkiem wielu. Obaj panowie przyznają się do tego wynalazku, sobie przypisując zasługi, czyli pewnie trzeba je po równo podzielić na obu. Trójka oprócz tego, że jest bardzo dobra, to jest też ważna  dlatego, że w sumie to na niej się po raz pierwszy objawiła się fascynacja Gabriela tzw. „world music”( tak to się wtedy jeszcze nie nazywało) i  tu po raz pierwszy słyszymy afrykańskie rytmy w znaczących ilościach.

 Dla mnie na Trójce jest przede wszystkim „Biko” i początek  -  „Intruder”, „No Self Control” i „I Don’t Remember”, przedzielone króciutkim instrumetalem „Start”. Te utwory zrobiły na mnie największe wrażenie – „Biko” protest-song zawsze i na wieki, ale dosyć specyficzny i uniwersalny. A słowa, że świat na zewnątrz jest  czarno-biały, ale śmierć ma tylko jeden kolor, przemawiają bardziej niż okrzyki i uniesione pięści. „Intruder”, „No Self control” i „I Don’t Remeber” pasowały mi wówczas ze względu na teksty – to był taki krótki kurs obsesji, lekkiego szaleństwa, oraz chęci ucieczki od otaczającego świata. Oprócz „Biko” te trzy są najbardziej intensywne emocjonalnie.  Bo tam, gdzie Gabriel nie pisze o swoich uczuciach, nie ma aż takiej temperatury. Co nie znaczy, że reszta jest słabsza. Na Trójce NIE MA ŻADNYCH słabszych utworów. Przecież mamy jeszcze przepiękny, oparty na kilkunutowym motywie „Lead A Normal Life”, świetny, motoryczny „Not One of Us”, traktujący o nietolerancji i ksenofobii. Marszowy „Games without Frontiers” (gościnnie Kate Bush) zalatuje nieco polityczną agitką, ale takie były czasy, poza tym to też jedna z ciekawszych piosenek z Trójki, jak  i świetnie fabularnie skonstruowane  „Family Snapshot”, o dzieciaku, którym rodzice się niezbyt interesują. Do tego idealnego obrazka niezbyt pasuje "And Through the Wire" – trochę hałaśliwy, trochę banalny. Ale to tylko moje zdanie.

 Od pierwszego odsłuchu, ponad dwadzieścia lat temu, Trójka została moja ulubiona płytą Gabriela i wątpię, żeby się coś w tym względzie zmieniło. Jak wcześniej napisałem, uważam, że  Czwórka jest jego największym dziełem, ale mimo wszytko wolę Trójkę, bo bardziej do mnie przemawia, jest mi bliższa emocjonalnie, jest bardziej osobista i gwałtowna. Tutaj mamy więcej Gabriela – człowieka, który ze swoim życiem ma trochę pod górkę, echa jego osobistych przeżyć i problemów.  Na Czwórce więcej jest już Gabriela – artysty. Co oczywiście w niczym tej płycie nie ujmuje.

 Tak refleksja  podsumowująca.  W sumie dobrze, że odszedł z Genesis. Porównując to, co robił sam, a co robili jego koledzy, on by się tam po prostu marnował.  Nie ujmując nic Sztuczkom z Ogonem, Wietrznie i Wichrowo, czy mojemu ukochanemu Diukowi,  Trójka, Czwórka, „Plays Live”, „So”, czy „Passion” to jest jednak całkiem inny muzyczny wszechświat. To płyty wizjonerskie, otwierające nowe, muzyczne drzwi. Genesis w tym czasie nie byli wizjonerami od dobrych kilku lat. A Gabriel z czasem stał się jedną z najbardziej kreatywnych i wpływowych postaci sceny muzycznej.

 Happy Birthday Peter!

PS. Odnośnie maksi-singla z wydłużoną wersją "Biko" - ukazał się w 1980 nakladem Charismy w trzech wersjach - brytyjskiej, ogólnej i francuskiej. Track-lista wszędzie była taka sama - na stronie A - "Biko" ( 8:55), a na stronie B - "Shosholoza" i "Jetzt Kommt Die Flut" (czyli niemiecka wersja "Here Comes the Flood"). Wydanie ogólne i brytyjskie różniły się w zasadzie tylko okładką i to niewiele, francuskie miało całkiem inną okładkę, a utwór tytułowy trwał jeszcze dłużej - 9:18. W wersji CD tego nie ma, ale winyle są dostępne za niewielkie pieniądze.

(*) - nagranie pochodzi z uroczystości pogrzebowych Stevena Biko

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.