W 2007 roku Neige pierwszą długogrającą płytą Alcest zatytułowaną Souvenirs d'un autre monde wystosował zaproszenie do świata dziecięcych fantazji skierowane do wszystkich wrażliwych odbiorców muzyki. Wykreować własny świat to trudne zadanie, otworzyć jego drzwi na zwiedzających – jeszcze trudniejsze. Mimo balansowania na cienkiej granicy pomiędzy wrażliwością a tandetą Neige nie bał się zaryzykować. Opłaciło się, bo tylko nieliczni malkontenci żałują przekroczenia progu Innego Świata...
Droga wytyczona na Souvenirs d'un autre monde jest skrupulatnie kontynuowana na Écailles de Lune. Pogłębianie wypróbowanych schematów nie dotyczy tylko warstwy tekstowej, ale również zastosowanych muzycznych efektów i nastroju. Mimo tego nie ma mowy o nudzie czy wtórności. Zresztą wspomniane składowe zaczynają stanowić fundamenty Innego Świata, a kolejne kondygnacje to niewątpliwie smakowite urozmaicenia.
Okładka zdobiąca Souvenirs d'un autre monde jest fotografią niezwykle trafnie oddającą nastrój płyty mówiącej o wewnętrznym, dziecięcym świecie. Przez wielu została nawet uznana za jedną z ciekawszych okładek ubiegłej dekady. Trudno się nie zgodzić, że emanuje z niej niezwykły nastrój i towarzyszą jej emocje. Skoro tak wiele dobrych słów padło na temat grafiki zdobiącej debiut Alcest, to co trzeba powiedzieć, żeby oddać walory tej zdobiącej Écailles de Lune, która jest kolejnym krokiem naprzód w trendzie tworzenia sztuki w miniaturowym formacie.
Chłodne niebieskości skrywające wodny świat i dwa symboliczne elementy warte podkreślenia: postać syreny nakrywającej włosami swego śpiącego towarzysza w świetle tytułowego księżyca wiszącego nad ich głowami. Trudno jednoznacznie określić relacje łączące umieszczone na grafice postaci. Wydaje się, że w przeszłości doszło między nimi do sytuacji z szerokiej gamy intymnych przeżyć, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że scena, którą widzimy, nie jest przyglądaniem się śpiącemu kochankowi, czy nawet przyjacielowi, a raczej bolesnym rozstaniem.
Écailles de Lune to sześć kompozycji o łącznym czasie trwania nieznacznie przekraczającym czterdzieści minut. Krążek zaczyna się od utworu tytułowego rozbitego na dwie części. Pierwsza z nich to typowy dla Alcest oniryczny, rozmyty klimat i charakterystyczny delikatny wokal Neige’a. Chociaż należy pokreślić, że już tutaj rzuca się w uszy zdecydowanie mniej ambientowych czy też shoegaze’wych wyziewów. Więcej jest melodii, przestrzeni i gitar. Nie brakuje też tekstów z Innego Świata:
Haunted by the mirage of happy days,
I wait until the echoes of the night are born.
My thoughts drown into the horizon.
Druga część utworu Écailles de Lune zawiera kolejny element, którego nie sposób przeoczyć – nieoczekiwanie anielski wokal przeradza się w krzyk, co w akompaniamencie pojawiających się tu i ówdzie na płycie ataków muzycznej agresji daje niesamowite wrażenie. Te wzmocnione momenty w kontekście płyty i jej tematyki wydają się być wyrazem bezsilności człowieka, któremu przyszło się zmierzyć z nieubłaganymi życiowymi zasadami. Mimo wspomnianej agresji to jednak żal jest tu uczuciem dominującym. W Écailles de Lune – part 2 pierwszy raz pod szyldem solowej działalności Alcest, Neige pokazuje swoją drugą wokalną twarz. Patrząc na jego kolejne, muzyczne aktywności okazuje się, że tych twarzy jest znacznie więcej.
Mimo zdecydowanie okrojonej ilości ambientowych wyziewów na Écailles de Lune znajdzie się też coś dla fanów tego typu produkcji. Utwór Abysses, choć tutaj w oszczędnej formie pełni rolę zaledwie muzycznego oddechu, to i tak z powodzeniem można by go zaadaptować na potrzeby filmu grozy.
Pięknym nawiązaniem do klimatów Souvenirs d'un autre monde i równocześnie potwierdzeniem dalszego podążania wytyczoną wcześniej ścieżką, są kompozycje zamykające drugą w dorobku Alcest płytę długogrającą. Solar Song to niezwykle słoneczna i ciepła kompozycja, której wydźwięk idealnie podkreślają przestrzennie brzmiące gitary, łagodnie wytyczająca rytm perkusja i wokalizy, do których nie został napisany tekst. W tym utworze Neige całkowicie popuszcza wodze fantazji rezygnując z przekazu lirycznego na rzecz wykorzystania swoich strun głosowych jako dodatkowego instrumentu. Efekt jest bardzo ciekawy.
Najjaśniejszym punktem na nieboskłonie Innego Świata w wydaniu Écailles de Lune jest utwór wieńczący krążek. Zawarto w nim jedyny wykorzystany na tej płycie tekst, którego autorem nie jest Neige. Sur l'océan Couleur de Fer jest wierszem autorstwa Paula-Jeana Touleta – francuskiego poety żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Delikatny, rozmyty wokal Neige’a i spokojna, melancholijna melodia połączona z ciekawym tekstem ma niesamowicie nasączony rozpaczą wyraz. To trochę zaskakujące połączenie twórczych osiągnięć, rozdzielonych życiem i śmiercią, dało powalający efekt.
Sur l'océan couleur de fer
Pleurait un choeur immense
Et ces longs cris dont la démence
Semble percer l'enfer.
Et pais la mort, et le silence
Montant comme un mur noir.
… Parfois au loin se laissait voir
Un feu qui se balance.
Écailles de Lune to przede wszystkim kontynuacja świetnie rozpoczętej historii. Neige w dalszym ciągu jest w stanie zaciekawić opowieściami ze swojego dziecięcego świata. Widmo wtórności odganiają nowe elementy: większa rola gitar, agresywne wokale, mniej ambientu czy shoegaze’u oraz rozsiane po płycie muzyczne eksplozje. Całość urzeka, wycisza, uwewnętrznia, rodzi potrzebę kolejnych odsłuchań i następnych płyt.