Znany i istniejący od ponad piętnastu lat zespół Blockheads, który w 2004 zaprezentował całkiem dobry materiał zatytułowany Zmierzam, teraz powrócił nie tylko z nową nazwą – Andareda, ale również z nowym albumem – W pobliżu rzeczywistości. Płytę mam od paru miesięcy i szczerze przyznaję, że nie od razu mi się jakoś szczególnie spodobała. Słuchałem jej od czasu do czasu i trochę wody w Wiśle upłynęło aż zaskoczyło „to coś”. Lubię takie albumy, więc pomyślałem, że warto bardziej mu się przyjrzeć, a przy okazji poświęcić kilkanaście wersów uwagi Andaredzie.
W języku włoskim słówko „andare” oznacza: ‘iść, przemieszczać się, jechać, zmierzać’. Patrząc na losy zespołu, muzykę oraz teksty, jakie porusza nazwa wydaje się jak najbardziej adekwatna. Nie ma się co oszukiwać, nie jest łatwo być w tej chwili muzykiem czy artystą w ogóle. Zwłaszcza, jeśli nie stoi za nami ogromna wytwórnia, duży budżet i nie mamy wyglądu Beyoncé albo Ciary. No i jeśli gramy taką muzykę. Toteż tym bardziej podoba mi się, że panowie z Andaredy idą na przód, na przekór przeciwnościom losu. I bardzo dobrze. „Andare” jako „zmierzam”, można potraktować jako ładne nawiązanie do albumu debiutanckiego.
Trudno jednoznacznie określić, czym jest muzyka tego śląskiego kwintetu. Album, jeśli chodzi o warstwę muzyczną, jest bardzo popowy i rockowy, zaś w warstwie słownej niezwykle poetycki – teksty oraz wokal Piotra Skałki pasują idealnie do brzmienia reszty zespołu i są niewątpliwie jego największym atutem. Na najnowszej płycie znalazło się jedenaście raczej krótkich piosenek; całość trwa nieco ponad czterdzieści minut. Słucha się tego naprawdę przyjemnie: interesujące zwrotki, melodyjne i wpadające w ucho refreny oraz przyjemna i lekka w przekazie muzyka. Nie jest to żaden zarzut, bo przecież jest wiele bardzo dobrych, mniej lub bardziej znanych popowych i rockowych zespołów. Pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą mi do głowy, to U2, niestety nieistniejące już R.E.M. czy na naszym gruncie Republika, Azyl P, Proletaryat. Oczywiście mam na myśli porównanie brzmienia jako takiego, a nie popularności tych grup.
Spośród wszystkich utworów trudno jest mi wskazać jakiś jeden najbardziej wyróżniający się. Albumu i zawartych na nim opowieści najlepiej jest słuchać w całości, od początku do końca. Moje ulubione piosenki z W pobliżu rzeczywistości to: „Piszczenie dnia”, Fabryka robotów”, „Metanoja” i „W pobliżu Andromedy”. Patrząc na całokształt, jest to dobry, przyjemny i wartościowy album – szczególnie w tekstach, z którymi warto się jest zapoznać oraz pozostać na dłużej. Z czasem i kolejnymi odsłuchami zyskuje, odkrywa się jego urok i smak. Jeśli damy się uwieść nowej Andaredzie, być może przeniesiemy się nawet w zdobiące okładkę miejsce z widokiem na chmury. Jedno jest pewne: nie będziemy żałować poświęconego jej czasu. Szczególnie polecam wszelkim wrażliwcom cierpiącym na jesienną chandrę.