Zespół powstał w 2008 roku jako twór instrumentalny łączący post’ną przestrzeń ze sludge’owym przestrzeni niwelowaniem. Całości dopełnia nie-banalny wokal i zachowanie frontmanki formacji. Owocem wspólnego zapału jest wydana 15 kwietnia 2011 debiutancka płyta: Anaesthetic Inhalation Ritual będąca pierwszym dzieckiem nie tylko Obscure Sphinx, ale też wydawnictwa Fuck The Tag.
Płyta została wydana w formie zgrabnego digipacka utrzymanego w czarnobiałej kolorystyce. Całość przedstawia się dość enigmatycznie i tym razem, wyjątkowo obejdzie się bez mojej interpretacji. Warto zaznaczyć, że okładka spełnia swoje zadanie: przykuwa uwagę. Ciekawie prezentuje się też nadruk na samym krążku. Całość jest z pozoru czarna, jednak po dokładniejszym przyjrzeniu widać, że na płycie są szare smugi, tak jakby była zakurzona, czy ubrudzona. Bardzo ciekawy efekt i przyznam, że w moim przypadku nie obeszło się bez nerwowego pocierania nadruku w celu starcia rzeczonych smug. W skromnym digipacku nie starczyło miejsca na dołączenie tekstów, ale takowe istnieją w równie zgrabnej jak sam digipack książeczce dostępnej m.in. na koncertach.
Anaesthetic Inhalation Ritual, czyli metafora współczesności, znieczulonego, rytualnie inhalowanego (anestetykiem oczywiście!) społeczeństwa, ale też rozwinięcie akronimu tytułu utworu wprowadzającego nas w świat Obscure Sphinx. AIR z jednej strony informuje o tym czego można się spodziewać po całości, a z drugiej za wiele nie zdradza. Intryguje i zachęca. W Nastiez pojawiają się urzekające partie wokalne i szepty w tle. Przyjemne, ‘miękkie’ brzmienie bębnów. Ciekawie i dobrze opowiedziana historia. Potężne, kanciaste brzmienie, powtarzalny powolny riff. Bardzo, bardzo na tak. Eternity to nieco więcej muzycznej przestrzeni, ale ku uciesze gawiedzi okazuje się, że walory wymieniane przy Nastiez są jak najbardziej powtarzalne, ale nie nużące. Teksty też niczego sobie i mimo tego, że krążek nie jest koncept albumem to pięknie go spajają.
Night in the city without sleep
Thousands of lights drowning deep in smoke everywhere
Don’t know your faces
I don’t belong here
I’m so alone
I’m from nowhere
Intermission to oddech na płycie. Koncertowym oddechem jest natomiast Bleed in me (Pt 1). Ten utwór był dla mnie dużym zaskoczeniem. Niezwykle pozytywnym! Nie spodziewałem się nagrania, w którym ten charakterystyczny dla OS, budzący wielkie emocje element zostanie zepchnięty na drugi plan. Tym elementem jest oczywiście wokal w wersji gardłowej. Wyszło rewelacyjnie! Od razu przypomniała mi się epka Redemption zespołu Walls of Jericho, na której to Candace Kucsulain pokazała swoje łagodne oblicze. Druga cześć Bleed In Me to powrót na poprzednią ścieżkę muzyczno-wokalną. Nie tak magiczny utwór jak część pierwsza, ale do tej magii dochodzi szaleństwo, a taka mieszanka sprzedaje się równie dobrze. Na koniec Paragnomen, który pięknie domyka całości i zawiera wszystko to, co w Obscure Sphinx najlepsze.
Mimo tego, że gdzieś w tle pobrzmiewa Isis, Neurosis, czy Cult of Luna, a podobnymi wokalami raczyła nas chociażby Julie Christmas, czy wspomniana wcześniej Candace Kusculain, to Obscure Sphinx daje nam coś po co warto wyciągnąć ręce. Anaesthetic Inhalation Ritual to nie tylko gorący oddech na kark Blindead, to żrący kwas sączący się z gardzieli uzbrojonej w pokaźne zębiska, który na płycie brzmi równie dobrze jak na żywo. Nie pozostaje nam nic innego jak tylko cieszyć się, że na polskiej scenie muzycznej mości sobie miejsce kolejna intrygująca formacja.