Paskudna zima za oknem, która ledwo się zaczęła, a już wszystkim wychodzi bokiem i… albumik, mogący być doskonałym antidotum na te wszystkie obrzydlistwa. Nie, nie tylko ze względu na tytuł (Najdłuższe lato) i urocze zdjęcia Wojciecha Dubickiego (to na okładce - widzicie, a są jeszcze w tym digipackowym wydaniu dwa – morskiej latarni i stojącego tuż obok niej, mocno podniszczonego domu), pachnące faktycznie wspomnieniem niezwykłej kanikuły.
No i jest jeszcze fotografia dwóch panów odpowiedzialnych za tę recenzowaną płytkę. To dwaj bracia: Ziemowit Sosiński – odpowiadający za muzykę i grający na gitarze akustycznej oraz Miłosz Sosiński, pełniący obowiązki wokalisty i autora słów. Artyści dobrali sobie czterech muzyków i w studiu Radia Olsztyn, między czerwcem i wrześniem minionego już roku, nagrali bardzo nastrojowy, debiutancki krążek.
Czego możemy się spodziewać, po pochodzącym z Ostródy, Iland. Przede wszystkim bardzo ciepłych dźwięków, wpisanych w niezbyt długie kompozycje, w których prym wiedzie akustyczna gitara, uzupełniona (chwilami „ogniskowo – harcerskim”) wokalem i jesiennymi (wbrew pozorom) partiami pianina. Największego klimatu, klimatu nostalgii, dodaje jednak tej muzyce trąbka, na której zagrał niewidomy artysta, Daniel Rupiński.
Na płycie znajdziemy sześć piosenek i trzy instrumentalne, bardzo krótkie, opracowane na pianino, miniaturki. Ich tytuły zaczynają się od wpisanego w nawias wspomnienia. Z dłuższych rzeczy najciekawsze wrażenie robią Otwarte drzwi, rozpoczynające album. To utwór, który tak naprawdę promuje Najdłuższe lato i do którego nakręcono filmową ilustrację. Fajna melodia i tekst będący takim swoistym manifestem twórczości Iland (sama nazwa jest dosyć ciekawą słowną grą…: I… Land). A mamy jeszcze nieco żwawszego Marzyciela, ze zwracającym uwagę solo na trąbce i rozpoczęty a cappella Jak się masz, chyba najbardziej mroczny w zestawie.
Ta muzyka nie istniałaby bez tekstów, z jednej strony bardzo osobistych ale jednocześnie swobodnych, mających pewną lekkość. Tekstów, z których wypływa jakaś ogólna afirmacja życia i nadzieja. Jest o własnym zakątku (Kraina wspomnień), odrywaniu się od smutnej codzienności (Marzyciel), czy uczuciach w relacjach damsko – męskich (Delikatna sztuka rozstania). Pojawiają się jednak i słowa o szarych i banalnych zwykłościach (Jak się masz?). Dla przeciwwagi otrzymujemy zabawne zakończenie, zatytułowane stosownie Do widzenia, w którym muzycy dziękują "za wspólnie spędzony czas" a w refrenie, jakby ktoś jeszcze nie zauważył, że to już faktyczny koniec, dodają: "nagranie to już kończy się, banalne, proste, szczere, bez łez…".
Nic dodać, nic ująć, Bo to płyta nagrana bez większego napinania się. Nie ma tu produkcyjnego i wykonawczego mistrzostwa świata. Słychać, że muzycy nie kombinowali z wszelkimi nowoczesnymi ulepszaczami, stawiając na muzyczną szczerość. I w takich kategoriach trzeba tę płytę rozpatrywać.