Ćwiara minęła! Czyli songwriterskiej ćwiary odsłona kolejna.
Zwykły zjadacz muzycznego chleba na hasło „Chris Rea” reaguje prawie zawsze tak samo. „Driving Home For Christmas”, „The Road To Hell”, czasem jeszcze „Josephine”, „The Blue Cafe”, może „Auberge”… Charakterystyczny głos, charakterystyczny sposób gry na gitarze, melodyjne, rozpędzone rockowe piosenki. Czyli kolejny wykonawcza, który zaistniał w masowej wyobraźni kilkoma, niekoniecznie charakterystycznymi dla siebie utworami.
„Shamrock Diaries” to była w karierze Chrisa Rei szczęśliwa siódemka – bo siódma płyta z kolei okazała się pierwszą, która zaistniała na listach przebojów w szerszym wymiarze. Wcześniejszym albumom specjalnie nic nie brakowało: debiutancki „Whatever Happened To Benny Santini” przyniósł „Foola” – w Anglii przepadł na listach, po tamtej stronie walczył z sukcesem (12. miejsce). Kolejne trzy – „Deltics”, „Tennis”, „Chris Rea” – nie przyniosły wyróżniających się przebojów, ale podobnie jak debiut zawierały udane, melodyjne rockowe granie. Następne płyty już przynosiły nagrania, które zaistniały w radiu i na listach: „Water Sign” to przede wszystkim bajkowe „Candles” i dynamiczne „I Can Hear Your Heartbeat”; następny, najbardziej z całego zestawu udany „Wired To The Moon” zawierał „Touche d’ Amour”. A potem było już „Shamrock Diaries”.
Sporo tu dość typowego dla Chrisa Rei lat 80. soft-rockowego grania, z charakterystycznym ciepłym śpiewem i charakterystycznymi partiami gitary elektrycznej. Powoli, spokojnie płynący sobie utwór tytułowy, wzbogacony saksofonem. Ciepłe, letnie „All Summer Long”. Poprockowe ballady – „Chisel Hill” i „One Golden Rule”. Typowe dla połowy lat 80. rockowe granie, z elektronicznymi bębnami Simmonsa – „Stone” i „Love Turns To Lies”. Bardzo udane, przebojowe piosenki – bardzo popularna, spokojniejsza „Josephine” (dla najstarszej córki) i dynamiczna, mocniejsza, z konkretnym rockowym drive’em „Stainsby Girls” (dla żony, która uczęszczała do Stainsby Secondary Modern School).
A najciekawsze – i najdłuższe – kompozycje stanowią klamrę albumu. „Steel River” to swoisty muzyczny przekładaniec: spokojna fortepianowa ballada przechodzi w dynamiczny refren, w którym wyraźnie zaznacza się wpływ muzyki gospel. Jakby tego było mało – jeszcze wkrada się nieco jazzu. Z drugiej strony czai się „Hired Gun” – niepokojący, klimatyczny, powoli narastający, rozwijający się, aż po kulminację. Świetne otwarcie i zamknięcie płyty.
Nierówna to płyta, chwilami trochę monotonna, chwilami wciągająca i intrygująca. Jak zresztą wcześniejsze albumy Chrisa. Następny – „On The Beach” – przyniesie znakomity utwór tytułowy, ale jako całość będzie bardzo udany; „Dancing With Strangers” to głównie roztańczone „Let’s Dance” i klimatyczne „Windy Town”. A potem będzie już „The Road To Hell”.
Jeśli ktoś lubi porządnie skomponowane i zagrane piosenki w klimacie zaprawionego bluesem soft-rocka – „Shamrock Diaries” jak najbardziej może być.