Od czego zacząć znajomość z SBB? Najlepiej od pierwszej płyty. Albumu koncertowego. Oj, mało który wykonawca miał takie jaja, żeby zacząć od płyty nagranej na żywo. Jane’s Addiction miało takie wejście, no ale oni to generalnie mieli mocno pokręcone pod czaszkami. Farrell i Navarro na pewno.
Oj, z tym debiutem było trochę bojów. Bo zespół, zaprawiony w estradowych bojach po występach w grupie Niemen, grał wtedy coś, co można by nazwać mianem free rocka – w sensie, że wymiatamy na typowo rockowych instrumentach, ale rządzi improwizacja, swobodny przepływ myśli muzycznej. Do takiego grania akurat trio nadaje się znakomicie – żadnych zbędnych dodatków, nikt się nie plącze po scenie, nie mając co ze sobą począć. Zresztą, tych trzech Ślązaków robiło tyle hałasu, że brzmieli chwilami jak dużo liczniejszy zespół.
Dobra, muzycy to jedna strona medalu, druga – to konsolety, sprzęt nagrywający itd. Mniejsza o jego jakość – jak personel Polskich Nagrań przytaszczył był swoje nagrywające ustrojstwa, to akustycy zespołu mieli ubaw, bo na Śląsku dzieci podobno lepsze magnetofony miały po domach. Co piszącego te słowa bynajmniej nie dziwi, jako że przez czas pewien był dumnym właścicielem poniemieckiego kaseciaka Siemensa, który wszelkie polskie Kasprzaki zjadał był na obiad bez popicia. Chodzi o inną rzecz. Jedna strona czarnej płyty pomieści niewiele ponad 20 minut muzyki, a panom rzadko zdarzało się kończyć utwór w takim czasie. Wtedy, gdy koncert trafiał na taśmę – 19 kwietnia 1974 w warszawskiej Stodole – nie dali rady i długa koncertowa forma trwała prawie trzy kwadranse. Ostatecznie podzielono ją na dwie połowy, trochę arbitralnie. Na pierwsze wydanie CD, w latach 90., dorzucono jeszcze „Zostało we mnie” z poprzedniego dnia, „Bitwy na obrazach” (pod tytułem „Wicher w polu dmie”) i słynne „Figo-Fago”. Oficjalna remasterowana edycja z roku 2004 jako bonus dorzuciła jeszcze wczesną wersję utworu „Toczy się koło historii”. Gdy wydawać by się mogło, że zespół przedstawił w ten sposób ostateczną, pełną wersję swojej debiutanckiej płyty – okazało się, że oprócz pocięcia długiej formy na dwie połowy, dokonano jeszcze licznych cięć w samej muzyce, na tyle sprytnie, że słuchacz tego nie zauważał. W taśmotece Polskich Nagrań odnaleziono pełne wersje utworów zarejestrowanych w kwietniu 1974 w Stodole – i w ten sposób w roku 2007 słuchacze otrzymali efektowny, dwupłytowy zestaw „Complete Tapes 1974”.
Jak więc prezentuje się debiut SBB po 36 latach? Nadal okazale. Nadal powala z nóg potęga brzmienia, szalona energia, jaką trójka muzyków wydobywa ze siebie na estradzie. „I Need You Baby” to taka rozgrzewka. Prosta, bluesowa forma na fortepian, taka trochę wariacja na temat „Sandy’s Blues” Canned Heat. A potem się zaczyna. Powoli narastający, rozkręcający się rytm perkusji otwiera „Odlot”. Rozpoczyna go piękna, podniosła pieśń „Odlecieć z wami” do słów Jacka Grania. I wtedy, zgodnie z tytułem, zespół się rozkręca, gitary zaczynają odlatywać… Skrzek gra tu równo z Antymosem, mocnym, ostrym, przesterowanym dźwiękiem – ani chybi, nasłuchał się gry Tima Bogerta. Ten podobnie wycinał choćby na koncertówce Beck Bogert & Appice. Ale Jerzy Piotrowski bynajmniej nie pozostaje z tyłu. Podobno kiedyś trenował gimnastykę. To słychać. Cholernie silne dłonie ma facet. Gra mocno, ale świetnie technicznie, ze szwungiem, z iskrą. I takie szaleństwo trwa długo, ponad 20 minut. W pewnym momencie płynnie przechodząc w kolejne „Wizje”. A „Wizje” to też wpleciony w tą muzyczną magmę „Erotyk”. Znów ze Skrzekiem przy fortepianie. Znów – piękna, subtelna pieśń, tym razem do tekstu Juliana Mateja. Tym razem pieśń miłosna… Jeden z najpiękniejszych erotyków polskiego rocka. Potem mamy jeszcze nieco spokojniejsze niż przedtem zespołowe granie. I solo perkusji… I dopiero wtedy ta wolna forma się kończy. Taka była pierwsza część koncertu, pierwotnie – jedyna, jaka się ukazała (jak już wiemy, w nieco pociętej wersji)
A co na tych koncertach działo się dalej? „Wicher w polu dmie” to znów porcja szaleństwa, z ostro przesterowaną gitarą basową. „Pamięć z nami” i „Wolność do tyłu” to długie, swobodne formy, w których pojawiają się tematy, po jakie Skrzek jeszcze sięgnie w przyszłości, choćby „Freedom With Us” czy „Przed premierą”. I kolejna pieśń (bo w tym przypadku słowo „piosenka” za nic nie pasuje) do słów Mateja – „Zostało we mnie”.
To wszystko działo się na deskach Stodoły 19 kwietnia. A na dodatek mamy trochę muzyki z dnia poprzedniego, z tego samego miejsca. „I Need You Baby” i nieco krótszą wersję „Zostało we mnie”. Żartobliwy rock’n’roll „Rock For Mack”. I legendarne nagranie „Figo Fago”. W którym najważniejszy jest Skrzek i jego harmonijka, na której popisuje się, z towarzyszeniem zespołu, przez kilkanaście minut, wplatając różne tematy. Mamy nawet małą zabawę w call and response z publicznością. Za czas jakiś tak będzie się popisywał Freddie Mercury.
Nieskrępowana, wolna, swobodna muzyka. Czasem ostra, dzika, agresywna, czasem podniosła, czasem łagodna i eteryczna. SBB. To był naprawdę zespół klasy światowej. Ta płyta jest tego doskonałym dowodem. Nawet po 36 latach ten muzyczny dynamit nadal powala.